Okres świąteczny obfitował w rodzinne spotkania, ciekawe rozmowy jak również aktywność fizyczną. W tym roku zdecydowałam, że nie będę siedziała za suto zastawionym stołem z nestorami rodu i dzieciakami a przeżyję je zupełnie inaczej, mobilizując przy tym współbiesiadników do niewielkich zmian w przeżywaniu przez naszą rodzinę świąt. Zaskakująco łatwo poszło i choć niektórzy kręcili nosami na moje pomysły wprowadzania ruchu w dni świąteczne później przyznali mi rację i byli bardzo zadowoleni.
U mnie każde święta (przypuszczam że u większości także) odbywają się w ten sposób, że siedzimy i biesiadujemy praktycznie od obiadu do wieczora przy stole uginającym się od smakołyków, słodkości i przeróżnych potraw. Od zawsze musiało być 6 rodzajów ciast, 3 sałatki, wymyślne przystawki i dodatkowo danie gorące w porze kolacji a jeszcze lepiej dwa jego rodzaje. Oczywiście to po obiedzie który normalnie składał się z dwóch dań, przy czym do drugiego koniecznie musiały być 3 rodzaje mięs (i tak też było w tym roku) bo święta byłyby nieważne. Na szczęście pokolenia się zmieniają i razem z siostrą, która nie ma absolutnie problemów z wagą po trochu wprowadzamy zmiany aby to wyglądało całkiem inaczej i żeby po takich ucztach nie mieć niestrawności, czy ogólnie złego samopoczucia i aby istotą świat był czas spędzony razem na rozmowach, spacerach a posiłki były tylko miłym dodatkiem ale na rozsądnym poziomie.
Pierwszy dzień świąt rozpoczęłam samotnym spacerem aby zmiana czasu nie miała nade mną władzy i tak zrobiłam sobie 4 km dróżkami polnymi w otoczeniu zieleni pól. Po obiedzie również był spacer tylko taki 10 km i muszę przyznać że było wspaniale. Tym razem odbył się w większej grupie osób i prowadził rowerowo pieszymi ścieżkami w sielskiej miejscowości gdzie mieszka moja ciocia. Dzieciaki wróciły zadowolone i głodne ale o dziwo nie wyczerpały swojej energii i zaraz później poszliśmy grać w siatkówkę i piłkę nożną więc dzień był naprawdę intensywny.
Drugi dzień świąt również upłynął pod kątem ruchu, Po śniadaniu wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę rowerową. Może niedaleką bo tylko 15 km zrobione ale dodatkowo poćwiczyliśmy na pobliskich OSACH, natomiast po obiedzie był kolejny spacer około 8 km...To były cudowne święta.
Jednak w bilansie poświątecznym jestem 1 kg na plusie i z jednej strony mogłabym być na siebie zła bo liczyłam na to ze waga stanie w miejscu, ale z drugiej strony zazwyczaj było 4 kg na plusie po świątecznych szaleństwach więc ogólnie nie jest źle i wystarczy tylko odrobić straty w tym tygodniu i dalej walczyć ze swoja wagą.
dorotamala02
4 kwietnia 2024, 11:03Wielkie brawa za zmianę stołu na ruch i wciągnięcie w to rodzinki :-)))
arrosa1
4 kwietnia 2024, 13:06Dziękuję.