Niedziela byłą jak zwykle rowerowa. To już taka moja tradycja z synem...problem w tym, że to on wybiera trasy a jest ode mnie młodszy o 25 lat. Było super ciężko bo wybierał takie podjazdy, że tętno skakało mi ponad 145.
Zrobiliśmy prawie 30 km, była też przerwa na małe lody... najlepsze w naszej okolicy, ale myślę że jak spojrzałam na spalone kalorie na zegarek a wskazały grubo ponad 2000 kcal w ciągu całego dnia więc nawet mój organizm nie zauważy tej porcji, to nic się takiego nie stało a mały grzeszek od czasu do czasu jest ok.
Dziś od rana tempo, trzeba wyprawić starsze dziecko do szkoły a ja mam zaplanowaną z samego rana wizytę u fryzjera. Czas na odświeżenie wyglądu. Zrobię odrosty i odświeżę blond oraz skrócę włoski do szyi, żeby było świeżo i letnio.
Zrezygnowałam dzisiaj też z porannego spaceru z uwagi na właśnie metamorfozę włosów, ale może uda mmi się po południu z młodszym pojechać na rower i zrobić krótki trening siłowy. Chyba się w te spacerki wkręciłam, ale to dobrze bo ruch jest mi potrzebny. Muszę tylko kupić lepsze buty i to chyba takie do biegania, bo czasem odczuwam ból pięty już po południu po tych całodziennych wojażach.