Dziś ten dzień kiedy ważę się i podaje dietetykowi. Udało mi się zrzucić 1,1 kg...jestem taka szczęśliwa. W styczniu były skoki raz w dół raz w górę ale w dół to były znikome wartości a w górę już większe. W tym tygodniu rzeczywiście się przyłożyłam i efekt się pojawił. Oprócz diety która mam rozpisana stosuje okno żywieniowe 10 godzinne. Plan na luty jest taki żeby się ruszać codziennie,albo ćwiczyć albo spacerować. W weekendy będę jeździć na łyżwach przynajmniej 2 godziny... Jest sezon a chce to wykorzystać plus już kupiłam sobie łyżwy. Nie liczę kroków bo zwyczajnie zazwyczaj jest między 10000 a 12000 w zwykły dzień bez szaleństw z ruchem.
Czas wziąć się za siebie tak serio. Muszę jeszcze badania zrobić coroczne i trochę się boję bo rok temu wyszła mi anemia a w tym roku boję się o cukier i o cholesterol, tym bardziej że coś ostatnio czuje kłucie w serduchu. Wydaje mi się że to z nerwów ale jak to się mówi lepiej sprawdzić wcześniej niż później żałować.
W domu trochę zawirowań i chyba dlatego jestem taka zestresowana. Czekam aż coś się wydarzy i wszystko pójdzie w dobrym kierunku.
Myślę o zmianie swojego życia, nie tylko w sferze zdrowia ale potrzebuje zmiany w sferze pracy i odcięcia się od pewnych osób z rodziny. Nie dlatego że tak sobie siedząc wpadłam na ten pomysł, tylko dlatego że te dwie konkretne osoby ciągną mnie w dół i potrafią mi natruć nerwów. A tak realnie rzecz ujmując kończę w tym roku 40 lat i jestem w połowie swojej egzystencji albo trochę po połowie... Kto to wie i pragnę spokoju na resztę życia nawet jeśli mam je teraz wywrócić do góry nogami.