Po tygodniu 71.3 kg.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Znajomi (3)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 4213 |
Komentarzy: | 17 |
Założony: | 15 lipca 2014 |
Ostatni wpis: | 11 lipca 2021 |
Znów robię ten sam błąd. Znów bawię się w przewidywanie przyszłości. Znów piszę "dziś zrobię to" i oczywiście nie sprawdza się. Pisałam, że pójdę na rowerki i puff! Pisałam, że pójdę na piłki i puff! Dziś myślałam, że wstanę tak, by iść na ćwiczenia na stabilizację ciała i wstałam 4 godziny po ćwiczeniach...
Nie jestem wróżką. Dość pisania na przód.
Waga spada, nadal. Nie wiem czy to kwestia ćwiczeń, bo na pewno nie diety. Za wcześnie myślę by przypisywać zasługi ćwiczeniom. Może tabletki na perystaltykę jelit działają? Choć nie. Te ostatnie nie działają, bo znów mnie nadmuchało na nocce i chodziłam w rozwiązanych spodniach od mundurku wciąż podciągając je, bo spadały.
Dieta odpada, bo wczoraj prócz "bezpiecznych" rzeczy, czyli takich, by mnie nie wzdęło, zjadłam chleb z pomidorem.
Na "kolację" przed spaniem po nocce, czyli o 7 rano zjadłam filety śledziowe w pomidorowym sosie i chleb z masłem. Takiego miałam smaka, że nie mogłam odpuścić puchy rybnej.
16:00 Śniadanie: Słodka kawa z mlekiem, Jogurt marcepanowy z migdałami
22:00 Podwieczorek: chleb z pomidorem, oranżada
1:00 Kolacja w pracy: Jogurt duży malinowy oraz serek wiejski lekki z konfiturą z truskawek.
7:00 Kolacja po pracy: chleb z pomidorem.
Jem dość sporo kalorycznie, do tego rzeczy słodkie, słodzone, na cukrze. Jem więcej węgli niż powinnam [54%] - tłuszcze i białko po 23%
A waga spada. I dobrze. Ciało mam smukłe, teraz tylko nabrać energii i wyjść na fitness. Wczoraj dałam radę tylko na orbitrek. Około 18-tej w klubie jest taki ruch, że przy tej temperaturze, co była na zewnątrz, w środku mimo klimy była sauna. Było mi gorąco i duszno, spociłam się jak jeszcze nigdy. Stanik na wylot przepociłam.
Spalonych 350 kcal, choć pewna nie jestem bo orbi nie mierzył tętna i należy wierzyć, że kalorie wyświetlał dobrze, choć to niby zależy od masy ciała też. 40min zleciało a ja nie miałam siły na zajęcia. Poszłam więc do domu i zasnęłam....
Dziś jeszcze nic nie jadłam. Dopiero się obudziłam. Myślę, że zjem chleb z pomidorem, takie dobre Ukochany kupił, że się powstrzymać nie umiem.
Nie wiem czy mam siłę iść na jakieś zajęcia, ale postaram się. Obecność podbiję, orbi rzecz jasna, myślę o rowerkach za półtorej godziny, by tym razem nie były to czcze obietnice.
Tymczasem spędziłam drugi dzień w klubie fitness. Jest to ten rodzaj klubu, gdzie chodzą piękni i bogaci całej okolicy się lansować. Ja wyglądam tam, jak uboga krewna. I tak się czuję.
O ile wśród pań tam ćwiczących nie spotkałam się z dziwnym traktowaniem, to ze strony jednej z pań z recepcji już tak. Były jakieś dziwne mierzenia i spojrzenia, jakbym była nie na swoim miejscu w szeregu. Dziwne uczucie. Od liceum nikt mi nie wytykał mojej wiejskiej natury i pochodzenia.... A jedna pani wręcz była mile zaskoczona, że pochodzę z tych samych okolic, co ona.
Wczoraj Rozgrzałam się 45 min na orbitreku - testowałam się na kolejnym stopniu obciążenia i powiem szczerze, że drugiego kwadransa już nie ukończyłam w ten sposób i musiałam zwolnić i zmniejszyć opór.
Później poszłam na zajęcia na kręgosłup. Wzmacniające, korygujące postawę. Ćwiczenia mało energiczne, a bardziej precyzyjne. Pani, która je prowadziła fajnie umiała zachęcić i skorygować ewentualne złe ułożenie ciała czy rąk. grupa osób starszych ode mnie, głównie mężczyzn, widać, że pozostali są po jakiś kontuzjach lub z racji wieku mają dyskomfort z plecami, a ja przyszłam bardziej zapobiegawczo. Choć w zasadzie mam krzywe plecy, ale do tej pory nic z nimi nie robiłam.
Zajęcia okazały się dość męczące i dziś czuję zarówno plecy, nogi jak i brzuch. Trochę wyglądały one jak połączenie Insanity z Chodakowską.
Jestem bardzo zadowolona i będę w miarę możliwości grafiku na nie chodzić.
No i poszłam do klubu fitness. Jak już odespałam swoje i zebrałam się do kupy to zostało niewiele czasu na cokolwiek, a najważniejszym punktem dnia było skorzystanie z ostatniego dnia promocji letniej w klubie. No to się wybrałam, przy okazji zabrałam buty i miękkie ubranie i polatałam na orbitreku.
Zrobiłam 45 min w 3 seriach o zmiennym tempie i natężeniu. Choć nie miałam nic poza zadyszką - żadnego szumu w uszach czy występującej czerwoności na twarzy - spociłam się niemało. Niemal do ostatniego gwizdka piłowałam orbi tak, że byłam jedną z ostatnich osób wychodzących.
Prysznic raczej będę brać w domu - mieszkam ulicę dalej. A paradowanie bez ubrań na granicy dyskomfortu i tak przeżywam w pracy w koedukacyjnej szatni. Tutaj nie muszę targać kosmetyków ani szczotki, choć jakąś w plecak będę musiała sobie kupić, bo fryzury na pewno nie utrzymam w ładzie i składzie.
Muszę sobie dokupić na stałe do plecaka taką szczotkę:
Dostałam w prezencie i świetnie się sprawdza na włosy po trwałej, potargane wiatrem czy mokre po wyjściu spod prysznica. Nie ciągnie i rozczesuje w mig.
Dzień 1: 45 min - 410 kcal