Jakoś czasu ostatnio w ogóle nie mam, żeby tu coś skrobnąć, a szkoda, bo chętnie bym tu uwieczniła obecną strategię działania. Strategię chyba niegłupią, bo mimo że do "diety" trochę daleko i ćwiczyłam ostatnio niewiele, to jednak waga powoli, ale spada. :D Tak w wielkim skrócie:
- duuużo spacerów, godzinka - półtorej minimum, szybkim krokiem, samo świeże powietrze mam wrażenie dużo daje, bo organizm traci energię na ogrzanie się
- jeśli słodycze, to naprawdę w ograniczonych ilościach, cieszę się, że umiem nad tym panować, kiedyś mogłam naprawdę usiąść z woreczkiem cukierków czy tabliczką czekolady i to żaden problem nie był, a teraz jak mam ochotę to się nie katuję, tylko zjem kostkę/dwie do kawy i jestem usatysfakcjonowana (i powtarzam sobie, że endorfiny też mają ważny udział w odchudzaniu :D)
- lekkie kolacje, nawet jeśli obiad czy podwieczorek pozostawiał wiele do życzenia (wczoraj np. na podwieczorek jedliśmy ziemniaczki pieczone w mundurkach z łososiem :D), to na kolację micha sałatki albo serek wiejski i do widzenia, ma być lekko na noc
- białeczkooo! nigdy nie jadłam tylu jajek, jogurtów, sera białego...! teraz jest taki trend, żeby rezygnować w ogóle z nabiału, ale ja sobie tego kompletnie nie wyobrażam i jak na razie chyba mi to służy, bo 11 kg w niecałe 5 miesięcy zrzuciłam bez większych problemów :D
- unikam mącznych rzeczy: pierogów, naleśników, klusek itd., choć pierogi ogólnie uwielbiam i raz na jakiś czas sobie pozwalam na takie pyszności, no i jak najmniej chleba (tylko ciemny, baaardzo ciemny jem, białego w ogóle już się nie tykam)
- duuuużo wody, ok. 2 litrów dziennie spokojnie wypijam, czasem nawet do trzech
- herbata zielona i czerwona
- nie liczę kompletnie kalorii, nie mam pojęcia jak niby liczyłam te parę lat temu, gdy tu uwieczniałam swoje przykładowe jadłospisy... Niemożliwe, żebym jadła 1300 kcal wtedy, nie ma opcji, skąd ja to wzięłam...?? ;p Teraz tak pi razy drzwi myślę, że jem około 1800-2000 kcal dziennie, ale mam dużo ruchu w ciągu dnia, więc się to raczej dobrze sprawdza
- regularne jedzenie, wychodzi mi 4 posiłki dziennie, bo późno jem śniadanie (ok. 8-9.00), póżniej obiad ok. 12-13.00, podwieczorek 16-17.00 i kolacja ok. 20.00, a spać chodzę około północy
- żadnego głodzenia się, żeby dotrwać do następnego posiłku! woda, herbata, a jak mnie bardzo głód ciśnie to jakiś owoc albo wafle ryżowe jako przekąska jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a dużo lepiej to na mnie wpływa niż katowanie się, że "jeszcze tylko 45 minut do jedzenia"...
To tak w wielkim skrócie, najważniejsze rzeczy. Z jednej strony chciałabym, żeby te kilogramy leciały szybciej, a z drugiej chyba nawet cieszę się, że tak spokojnie to idzie, bo może dzięki temu skóra będzie miała więcej możliwości, żeby się odpowiednio obkurczyć i nie zostaną mi jakieś straszne zwisy.
Alleluja i do przodu. :)
Maya27kc
2 listopada 2016, 11:06Nie wiem dlaczego ziemniaczki i łososia uznajesz za zły obiadek. Przecież na talerzu wylądowało wszystko co najlepsze :)
orchidea24
31 października 2016, 12:11z kg jest tak, że jak wolno lecą, to jest większa szansa, że się od nich uwolnimy na dobre :P :)) Czego Ci życzę :)
GIGA19850421
31 października 2016, 11:36Masz rację ,byle się nie głodzić ,bo w końcu nadchodzi ten moment na WIELKIE ŻARCIE xD co do zwisów też bym ich nie chciała ale już mam jeden wielki po ciąży ...wspomagam się kremami i platformą wibracyjną . Pozdrawiam i dalszych sukcesów zycze:)