Wytrwałam tydzień. Jest sukces! Phi, jaki tam sukces, ale jak na mnie to i tak niezly wyczyn!:)
Zazwyczaj kończyło się góra na 3-4 dniu. Bo przecież "rzuciłam się na batona, a potem na bułkę z miodem, a potem to już po co walczyć skoro i tak poległam. No, ale od jutra znowu zaczynamy. Albo nie, jeszcze jeden dzień się najem na zapas, bo przecież znów wracam do diety!".
I tak to mniej więcej zawsze wyglądało. Parę dni diety, parę dni żarcia, neverending story bez happy endu ;)
Tak więc dziś tydzień za mną.Z idealnym trzymaniem diety bywa różnie, raz parówka wpadnie, raz ser żółty, którego nie powinnam, raz ciabatta, którą kocham. Ale nie rzucam się na jedzenie, nie napycham się na zapas. Nie jem słodyczy. Jak mnie ciśnie, to suszony daktyl - jeden, no góra dwa. Ale na tym się kończy.
Ale ćwiczę - już tydzień!:) I zaczynam lubić ten stan tuż po!:D oddzisiaj wyzwanie z tipsforwoman. Dałam radę zestaw dla początkujących, ale jest moc!:D
menu:
śniadanie: omlet z dwóch jaj z łyżeczką syropu klonowego, pół serka homo waniliowego, wiśnie duszone z cynamonem
II śniadanie: jabłko, sałatka (berlinka, plaster goudy, ogórek kiszony, papryka konserwowa, łyżeczka majonezu lekkiego), dwie kromki chleba żytniego
obiad: bigos
kolacja: dwie kromki chleba żytniego, plaster szynki, plaster goudy, pieczarki duszone na odrobinie masła, ketchup
+ 1,5 litra wody
+ dwie herbaty pu-erh
+ dwie herbaty zielone
TRENING: mix Mel B, fitnessblender-a, Cassey Ho ;)
ałaaaa... moje pośladki...
Branwen
7 kwietnia 2014, 22:11Witaj. Bardzo mi się podoba Twoje podejście. Jeśli zjadłaś coś niedozwolonego, to nie znaczy, że dziś/w tym tygodniu jemy dalej, a rozsądek włączę od jutra/poniedziałku. Ale też nie: grzech -> pokuta w postaci głodówki. Raczej "zdarzyło się, ok, następny posiłek wg planu. Powodzenia.