Piszę, kasuję. Zaczynam od początku, znikam.
Ile razy już ak robiłam? Nie liczę. Kilka. Może kilkanaście.
Jest kwiecień. Zaczynałam walkę o szczuplejszą figurę w styczniu zeszłego roku. Ważyłam wtedy ok. 57 kg. Schudłam, doszłam do 52 - 53 kg. Dziś znów jest ponad 56.
Dlaczego? Odpowiedz jest prosta. Ba, wręcz banalna. Trzymam dietę kilka dni, a potem się zaczyna. Kawałek czekolady. A tam, wezmę jeszcze drugi, nic się nie stanie. A skoro już zjadłam dwa, to jeszcze jeden, ostatni już. Taaa, ostatni. Też tak macie czasami?
Pamiętacie "Dzień Świra"? Kiedy Kondrat jedzie z babką i jej synek w pociągu. Kobieta podjada synowi chipsy, z każdym kolejnym wkładanym do ust twierdząc, że to już "ostatni". Co dalej? Kończy na tym "ostatnim"? Taaa, tak samo, jak ja. Nie, nie kończy. Kończy, kiedy nie ma już ani jednego okruszka w opakowaniu.
Wiecie, tak się ostatnio zastanawiam, skąd to się bierze. Dlaczego nie potrafię skończyć na tym jednym. Dlaczego wciąż zaczynam od nowa, nigdy nie kończąc tego, co zaczęłam.
I myślę, że nauczyłam się "radzić sobie" z emocjami poprzez jedzenie, a konkretnie poprzez zajadanie słodyczami. Jest mi smutno - czekolada. Jestem zdenerwowana - baton, czuję się samotnie - oooo, paczka ciastek, nie mogą się zmarnować. I tak błędne koło się zamyka. I znów wracam do punktu wyjścia. Przeraziłam się ostatnio, kiedy uświadomiłam sobie, jak poważne ma to rozmiary.
Przeprowadziłam się ostatnio do Warszawy, gdzie niewiele mam znajomych, ciężko mi się trochę jeszcze odnalezc. I wiecie co? Popatrzyłam na to, co jem i przeanalizowałam, kiedy po to sięgam. Okazało się, że codziennie coś słodkiego wpadało w moje łapczywe łapki. Dziś - rurki z kremem. Nie, nie jedna, niemal całe opakowanie. W czwartek - czekolada. Nie, nie kostka, cała tabliczka. W piątek - ciastka. Kupiłam, bo przyjeżdżała kumpela. Wzięłam jedno na spróbowanie. I co? Pochłonęłam cztery, a były spore.
Przyznaję, mam problem ze słodyczami. Duży problem myślę. Ale tym razem uda mi się coś z nim zrobić. Nie wiem jeszcze co, ale pokonam dziada. Działa wytoczone, do boju!
A dla tych, którzy tu zerkną - prośba. Wspomóżcie!:)
Życzę wszystkim powodzenia w Waszych zmaganiach!:)
K.
Mrs.Nova
2 kwietnia 2014, 10:16moj awers do slodyczy minal i znowu sa poranne rytualy kawa bezkofeinowa plus cod slodkiego...jak siedzialam w domu z dzieckiem to pieklam cos,dzielilam na kawalki i wyciagalam jeden codziennie.teraz jak cos kupuje to malo bo wiem ze sie nie opanuje i zezre wszystko,A jak dalej mi sie chce to jem owoc i poki co tak daje sobie rade.kazda musi sama podjac te samotna walke....bedzie dobrze Arganiu
TuSia2606
1 kwietnia 2014, 12:57Wpomozemy i trzymaj sie. Dasz rade tylko musisz byc wytrwala:)