Od wczoraj spadło kolejne 700 gram. W ten sposób dobiłem z powrotem do stanu z ostatniej soboty (i poprzedniej również). Teraz nadszedł czas, żeby owe magiczne 104,8 kg wreszcie przełamać i ruszyć dalej w dół. Z dzisiejszych sportów, to tylko pływanie na basenie. Jutro siłownia.
Zaszalałem dziś po południu z wchłonięciem w knajpie 400 ml węgierskiej zupy fasolowej. Ostra. Sporo mięsa. I na owe 400 ml jakieś 4 (słownie cztery) ziarenka fasoli. Jak wleciała, tak wyleciała. Schudnę jutro?? ;)
Gramatyka
20 listopada 2019, 22:05Mięso to białko, a tego szukasz.
archange
20 listopada 2019, 22:29Tyle że przeleciało. ;)