Zimno. Cały czas zimno. Wczoraj wieczorem zapomniałam podgrzać w sypialni i miałam 9 stopni. W łazience mam lodownię, bo jest tyle samo. Chyba się starzeję i dlatego zaczynam narzekać na zimno. Zawsze mi było ciepło. Nawet wtedy specjalnie nie narzekałam, gdy było rano w domu 6 stopni. Krzyśkowi też chyba jest zimno, ale się nie przyznaje. Za to pociąga nosem. Muszę pomyśleć o jakimś ogrzewaniu w łazience. Czas najwyższy. Dziś już rozpaliłam w obu piecach i cieszę się, bo jest coraz cieplej. Gdzie te czasy, gdy jeszcze działało stare centralne ogrzewanie w piwnicy i gdy dom był pełen ludzi? Palone było od rana i wszędzie było ciepło. W całym domu. Teraz dom jest jak wymarły i tylko moje mieszkanie jest ogrzewane, ale z każdego kąta wieje. Dwadzieścia już prawie lat minęło od tego czasu, gdy dom był ogrzewany gazem. Dziadek jeszcze żył, babcia i tata. Rent było więcej. Było nas stać. Teraz tylko na węgiel mnie stać to i do zimna w domu musiałam się przyzwyczaić...
Ostatnio trochę zwolniłam tempo. Pracuję mniej niż zwykle za to więcej czasu poświęcam na dokształcanie siebie i rozwój wewnętrzny. Piszę, szkicuję, uczę się malować. Ten rok taki chyba będzie cały. Przeżyję go w spokoju. Będę zbierać siły na rok następny kiedy to trzeba będzie się wykazać większą ekspansją. W końcu będzie to rok pod patronatem 3.
A na koniec opowiadanie. Napisałam je na halloween i miało być makabryczne.
Nieuchwytny
- Cholera - zaklął porucznik Markowski, gasząc papierosa. Znowu on. Przeklęty psychol. Cała komenda ugania się za nim od kilku miesięcy, a on sobie z wszystkich drwi. Morduje dalej, nie przejmując się ani trochę działaniami policji. Jest nieuchwytny. Nieuchwytny. Tak właśnie nazywali go między sobą, co szybko podchwyciła prasa. Działa zawsze wieczorem lub w nocy, a narażone są kobiety w ciąży. Skąd u licha wie, że ofiary są w ciąży, skoro tego nie widać? Czuje to skubaniec czy co? Ciekawe czy i tym razem coś podrzuci tylko po to by dać im zajęcie, a w efekcie wyprowadzić w pole. Lubił się z nimi bawić w kotka i myszkę, lubił zwodzić i szokować.
- Pieprzony popapraniec - mruknął wysiadając z samochodu. Nie mógł sobie wybrać lepszej pory. Od rana leje. Zmyje wszystkie ślady.
Park wyglądał ponuro. Deszcz i snująca się między drzewami mgła sprawiały niesamowite wrażenie. Wyglądały jak z sennego koszmaru. Ekipa techników była już na miejscu, ale zabezpieczać nie było co. Technicy kręcili się po okolicznych krzakach klnąc i złorzecząc. Mimo późnej pory i deszczu, grupka gapiów powiększała się w tempie iście ekspresowym.
Dziewczyna leżała w kałuży, długie jasne włosy okalały drobną, ładną twarz. Szeroko otwarte zielone oczy lśniły w świetle księżyca. Nie było widać śladów przemocy poza czerwoną plamą w dole brzucha. Krew spływała po obnażonych szczupłych udach, barwiąc wodę.
- A to drań - rzucił któryś z techników. Tym razem to prawie dziecko. Mam córkę w jej wieku.
- Ciekawe czego szukała wieczorem w takim miejscu. Nie wygląda na prostytutkę, ani narkomankę - dorzucił drugi. Zresztą kto ją tam wie? W tym wieku przeciętne dziewczyny raczej w ciążę nie zachodzą.
- Zbieramy się. Nic tu po nas - dodał.
Porucznik odjechał tuż po tym jak zabrali ciało. Nie rozmawiał z nikim, bo i po co. Przecież i tak na razie nic nie wiadomo. Na przemyślenia, przesłuchania i wnioski przyjdzie czas. Sekcja jutro. Co nieco się wyjaśni. Zawsze tak pracował - trochę na uboczu, stopniowo rozwiązując zagadkę i dodając element do elementu jakby układał puzzle. Mieli go za ponuraka, odludka i dziwaka. Trudno. Ważne, że działał skutecznie. Tym razem też mu się uda.
W samochodzie znowu zapalił z lubością zaciągając się głęboko. To już piąta paczka odkąd zaczął palić z powrotem. „Wykończy mnie ta sprawa jak nic. Wanda się wścieknie jak się dowie, ze znowu palę" pomyślał. Znali się z Wandą od kilku lat. Od dwóch lat byli parą. To ona ściągnęła go do N z Warszawy tuż po tym jak jego lekarz stwierdził, że jeśli chce jeszcze pożyć musi unikać stresów. Miało to być spokojne, idylliczne miejsce. Miała być spokojna praca, a tu teraz taki pasztet. Jakiemuś wariatowi zachciało się napadać na kobiety i wycinać im płody. Zabił dotychczas cztery i pewnie już polował na piątą. ,,Dobrze, że Wanda nie może mieć dzieci” myślał jadąc do domu. Przynajmniej jest bezpieczna.
Następny dzień przywitał go ciepłem i rześkim powietrzem. Wanda wyszła wcześniej pozostawiając mu śniadanie na stole i karteczkę z informacją, że ma dla niego niespodziankę. Po wczorajszym deszczu pozostały tylko nieliczne kałuże. Omijał je jadąc do prosektorium. Chciał zdążyć zanim zacznie się sekcja, ale mu się nie udało, bo zaczęli wcześniej. Gdy dotarł na miejsce ciało było już przykryte, a lekarz właśnie mył ręce. W kafelkach obok okna odbijało się jesienne słońce, ale rdzawe smugi koło stołu nie pozwoliły mu zapomnieć gdzie się znajduje. Zapach drażnił nozdrza.
- Tym razem się pomylił - zagaił lekarz. Ofiara nie była w ciąży. Nie wiedział o tym, bo rozciął jej macicę.
- Jak zginęła? - spytał.
- Tak jak poprzednie od uderzenia w głowę.
- Żyła, gdy ją kroił?
- Trudno stwierdzić, ale jeśli tak na pewno, była nieprzytomna, bo nie ma śladów walki.
- Kiedy będę miał wyniki na biurku?
- Najdalej pojutrze. Dziś mam jeszcze jedną sekcję - samobójczyni. Zginęła pod pociągiem. Nie będzie to przyjemne i trochę czasu mi zajmie - dodał usprawiedliwiając się lekarz.
Komisariat opuścił późno - mrok już od dawna rozpełz się między domami, cienie rzucane przez latarnie wyglądały surrealistycznie. Miasto było jak wymarłe. Ludzie bali się wychodzić po zmroku, żeby nie natknąć się na szaleńca. Niby atakował tylko kobiety w ciąży, ale kto go tam wie. Wanda pewnie nie czekała z kolacją. Może już śpi. Ostatnio nie czuła się najlepiej. Wczoraj miała iść do lekarza. Nawet nie spytał co jej dolega. Zaparkował pod domem, zamknął samochód i cicho otworzył drzwi wejściowe. W domu było ciemno i zimno. Ślady błota dostrzegł już w przedpokoju. Poczuł ukłucie niepokoju, ale jeszcze niczego nie przeczuł. Po wejściu do sypialni wszystko stało się jasne. Wanda leżała na łóżku. Była naga. Ręce miała skrępowane i przywiązane do łóżka, nogi rozrzucone. Podbrzusze miała zmasakrowane, a w wytrzeszczonych oczach zastygło przerażenie. Rozbryzgi świeżej krwi lśniły w świetle. Na szafce nocnej tuż obok bezkształtnego kawałka mięsa leżało coś małego. Maleńka okrwawiona drobinka nie większa od kciuka. Kruszynka, której nie dano szans na życie. Porucznik Markowski pobladł, zamknął oczy, a ból wykrzywił mu twarz. Po chwili stracił oddech, zwalił się ciężko na podłogę i znieruchomiał. Rozszalałe serce łomotało jeszcze tylko moment. W ostatnim przebłysku świadomości pomyślał,,Tym razem przegrałem".
gilda1969
6 grudnia 2014, 22:36Zimna w domu nie lubię, oj bardzo nie. A opowiadanie.. ojejj.. dobrze napisane, ale takich wolę nie czytać:))
izabela19681
2 grudnia 2014, 19:27Kryminał w stylu Camilli Lackberg. Czekam na ciąg dalszy, bo zostawiłaś czytelniczki w zawieszeniu.
araksol
3 grudnia 2014, 00:22chyba pomyślę o dopisaniu dalszej części. Już kilka takich opowiadań mam, gdzie można by si epokusić o ciąg dalszy
Alianna
2 grudnia 2014, 14:14Oooo, horrory Ci wychodzą :-)))
araksol
3 grudnia 2014, 00:20:)