Odbiegając od spraw związanych z odchudzaniem, drugim w kolejności problemem, z którym się borykam, są moje włosy. Co jakiś czas bowiem, jak każdą chyba kobietę, nachodzi mnie ochota na zmianę fryzury, jednak w moim przypadku musi kończyć się na marzeniach. Momentami daję się ponieść kaprysowi, jednak zaraz potem żałuję swojej decyzji. Już wyjaśniam o co chodzi.
Mam włosy kręcone, obecnie długość za ramiona, najdłuższe kosmyki do łopatek. Od zawsze marzą mi się włosy proste, a przynajmniej nie tak poskręcane, jak mam. Każde ich wyprostowanie kończy się po 10 minutach lub od razu po wyjściu z domu. Lekko spocona głowa, wietrzyk, czy zwyczajne poprawianie włosów po ubraniu bluzki kończy się tym, że zaczynają się one wywijać. O pójściu na imprezę i zachowaniu prostych pasm nie ma mowy. Używałam rozmaitych kosmetyków do prostowania, ale żadne z nich nie dały rady, a na ciągłe testowanie mnie nie stać.
Kiedyś jednak pokusiłam się na boba, ale zaraz pożałowałam. Układanie go codziennie stanowiło koszmar i próbę mojej cierpliwości, której nie posiadam. Chodziłam więc z pokręconymi włosami i zapuszczałam mozolnie z powrotem. To samo było z grzywką, którą nosiłam przez większość swojego życia. O ile codzienne prostowanie grzywki nie stanowi problemu, to utrzymanie jej w takim stanie jest nieco trudniejsze. Gdy jest krótsza, ok, ale dłuższa nieładnie się rozdziela i faluje. Zrezygnowałam więc w końcu i zapuściłam.
Odkąd zapuściłam grzywkę, noszę dłuższe włosy w ich naturalnym stanie, okazjonalnie prostuję, a one lekko się wywijają, ale to nie przeszkadza. Zaczęłam je lubić. Ale... Nadszedł ten czas, gdy znowu chciałabym coś zmienić pomimo długiego czasu, jaki poświęciłam na zapuszczanie. Bodźcem zawsze jest zdjęcie jakiejś gwiazdy, a wiadomo, gwiazdy mają sztab osób do tego, by ich fryzury wyglądały nienagannie. Jednak świadomość tego zostaje zagłuszona przez kaprys. Tak było, gdy zapragnęłam mieć boba, tak jest i teraz, kiedy chciałabym go z powrotem, tyle że dłuższego, z grzywką. Ale jak tylko już decyduję "idę jutro do fryzjera!", przypominam sobie horror, jaki przechodziłam poprzednim razem. Tym bardziej, że pogoda nie sprzyja i po wyjściu na wichurę i deszcz moje zmagania poszłyby na marne i wyglądałabym jak straszydło. Poza tym, jakimś magicznym sposobem, po podjęciu decyzji patrzę w lustro i nagle moje włosy zaczynają się zajebiście układać. Kolejny paradoks życia. Dodatkowo, zawsze gdy marzy mi się krótka fryzurka inspirowana jakąś aktorką, wtedy natrafiam na fotkę innej ulubionej aktorki z długimi włosami i myślę sobie, że w sumie długie fajniejsze.
I tak, żebym nie miała za mało frustracji w życiu, moje włosowe kaprysy przysparzają mi ich jeszcze więcej. Gdybym miała supermoc, chciałabym mieć moc zmieniania swojego wyglądu, jeśli nie gabarytów, to chociaż takich pierdół jak fryzura. Jednego dnia taka, a drugiego taka. Zupełnie jak Rihanna, tylko bez peruk i doczepianych pasm.
Kończąc, za każdym razem łudzę się, że tym razem uda mi się ujarzmić włosy, ale efekt jest taki, że podcinam końcówki i daję sobie spokój, chlipiąc cicho w poduszkę i marząc o fryzurze idealnej. Ja wiem, że ludzie mają gorsze problemy, ale każdy mierzy problemy swoją miarą i choć taka rzecz jak fryzura to ewidentna pierdoła, to jednak kobiety chyba powinny zrozumieć te małostkowe dylematy.
Tyle w temacie, pozdrawiam.
kaska040484
17 września 2013, 20:56Dobra fryzjerka odradzi Ci boba, włosy powinny być proste i grube do takiej fryzury. Ja też mam kręcone włosy i rok temu obcięłam na boba i po tygodniu modelowania i prostowania miałam dość. Od tego czasu zapuszczam i już nigdy boba :)