Witajcie...
Długo mnie tu nie było.... Widzę, że sporo osób odniosło sukces, a inne, podobnie jak ja, spadły na dno`... Ale mam nadzieję, że tak jak i ja podniosły się, i walczą dalej.
Nie pokazywałam się, bo było mi wstyd.... Nie podołałam wyzwaniu... Nie udało mi się, po kolejnych ważeniach waga pokazywała więcej i więcej i więcej..... W końcu przestałam tu zaglądać, przestałam pisać. Zamknęłam się w tej grubej skórze. Jednak w czerwcu, gdy waga pokazała 117 kg, coś we mnie pękło, w samotności przepłakałam prawie pół dnia. Ale zrozumiałam, że do takiego stanu doprowadziłam się sama !!!! No właśnie, tylko ja odpowiadam za taki stan rzeczy... Nikt nie kazał mi jeść więcej, nikt nie stał nade mną krzycząc:" Masz to zjeść!!!". Sama sobie zgotowałam taki los !!!!!!!!!!!
Stanęłam na nowo, jem 4 posiłki dziennie, nie liczę dokładnie kcal, ale praktycznie nie jem słodyczy (raz od czasu do czasu pozwolę sobie na jakieś małe ustępstwo), em mniejsze porcje, nie biorę dokładek -" zjesz tylko to co na talerzu!!!!!!!!" i przede wszystkim więcej się ruszam. Do pracy jeżdżę na rowerze- ok 10 km dziennie, a w pracy prawie 8-10h jestem na nogach, do tego spacery, jakieś inne aktywności. Nie katuję się, jestem zadowolona z każdego zrzuconego kilograma, powoli, ale wytrwale dążę do celu.
Upadłam, ale podniosłam się. Walczę dalej. Nie poddaję się !!!!