Udało się! Pomalowałam pokój najmłodszego synka, posprzątałam, poukładałam i jest super. Dzieciaki miały zabawę, bo dołączyli się do akcji, czasami się kłócili o wałek, pędzelek czy miejsce na ścianie, ale ogólnie OK. No oczywiście tylko ja byłam ubrana jak na malowanie ( i się nie ubrudziłam), a dzieciaki malowały jak stały( wszystkie ciuchy zniszczone). Ale co za efekt!!!. Mąż się ewakuował z domu i poszedł na długi spacer, a my upiększaliśmy pokój. Teraz w nagrodę wypiłam latte i kieliszek baileysa i wpadłam dla relaksu opisać swój sukces. Była to niezła odmiana od pracy biurowej, stresów w pracy itp. Teraz jeszcze chwilę odsapnę i może zacznę się przerabiać na wersję glamour, wcześniej może oddam cześć temu dla koga ta niedziela powinna być przeznaczona, na 18 się wyrobię.
Teraz jeszcze o tej wadze.
Gdy zaczynałam się w tym roku odchudzać i podjęłam decyzję , że zrobię to porządnie i raz na zawsze...zakupiłam wagę, taką co mierzy wszystko tzn, wodę, tłuszcz, mięśnie. Chodziło o to, żebym miała świadomość, czy waga moja wzrosła np. bo woda się zatrzymała itp. Wzrost wagi zawsze zniechęca, a jak się to wytłumaczy zatrzymaniem wody to już troszkę mniej. I tak maiłam w domu dwie wagi. Ta stara wkrótce się zepsuła, bo dzieci ją zalały wodą. Ważyłam się więc na tej nowej i schudłam 7 kg, potem wczasy, po wczasach i zaczął się rok szkolny. Moja waga poszybowała w górę. Troszkę mnie to zdziwiło, że tak szybciutko ale cóż... mąż też miał takie objawy. Chcieliśmy jakoś się usprawiedliwić zganiając na wagę zepsutą. Zreperowaliśmy tą starą. Okazało się że obie pokazywały to samo- wzrost wagi. Tak czy inaczej ważyłam się do tej pory na tej starej , a ona ciągle pokazuje, że odchudzanie mi nie wychodzi...i tak przeniosłam się z jednej wagi na drugą, a tu...2,5 kg mniej. Co oznacza, że jednak schudłam. Waga ta na której kontrolowałam swoje postępy od wiosny pokazuje, że ważę jednak 70,5 kg czyli podobnie jak 1 września. Też wydawało by mi się, że jest to bardziej prawidłowe ( tzn tak się czuję), ale jak jest naprawdę, to ciężko stwierdzić. W sumie wymiary mam takie jak po wakacjach, to może jednak ważę 70,5? Nie wiem. Tak czy inaczej długa droga przede mną. Chwilowo będę robić swoje i ważyć się na wadzę tej milszej dla mnie i próbować na niej zejść poniżej 70, szybciej osiągnę sukces, więc i motywacja będzie większa.
Podsumowując: nieważne ile kg pokazuje nasza waga, ważne, żebyśmy dobrze się czuły w swoim ciele, uśmiechały się i żyły pełnią życia. Dziewczynki!! Umyć się, wyperfumować, założyć jakieś ładne fatałaszki... na pewno ktoś bliski czeka na to, żeby się do niego uśmiechnąć. Wieczór coraz bliżej...miłego i udanego wieczorku wam życzę. Trzeba się zrelaksować na maksa, bo jutro znowu wracamy do swoich zajęć!
CzarnaCzekoladka
17 listopada 2013, 18:12Piękny wpis :). Jak dzieciaczki mogły Ci pomagać to świetna frajda była, sama bardzo lubiłam się babrać farbami ;). No, a waga często lubi nam płatać figle, zaskakiwać i dołować, ale co tam! Ważne to jak się czujemy w swoim ciele :)
dola123
17 listopada 2013, 17:43O jak ładniutko, już coraz bliżej do szóstki !!! ;)
WielkaPanda
17 listopada 2013, 17:33Na jaki kolor pomalowaliście pokój?