Wczoraj, w ramach pokuty za weekendowe grzechy, zrobiłam sobie dzień o chlebie i wodzie... i kawie, szynce, ogórkach, papryce, rybie, jajkach, nektarynce i kefirze;)
Waga na dziś: 53,9 (w piżamie; w bieliźnie to będzie jakieś 53,5).
Jestem zdecydowaną przeciwniczką wyznaczania celów terminowych chudnięcia, ale dzisiaj to zrobię. Do Wielkanocy będę ważyć 49kg. Mam prawie 8 tygodni na zrzucenie niecałych 5kg, więc wygląda to całkiem prawdopodobnie. Generalnie chodzi o to, że jeśli się nie zmobilizuję teraz, to później będzie mi tylko trudniej. Tym bardziej, że przez święta pewnie zjem, jak zwykle, duuużo.
Wyjazd odwołany. Za to idę pojutrze na jakąś dziwną konferencję.
oh.my.ass
5 marca 2011, 08:53Hm.. konferencja... jeśli będą wino, mężczyźni i śpiew to będzie ok :) A gdzież moja ulubiona przekąska :D nie jesz już przekąsek :P ? Posłusznie oddaję się w ręce inkwizycji. Pozdrawiam :)
vitalia60
2 marca 2011, 06:13Widze ze nie przepadasz za wyjazdami z pracy;-). Ja z kolei jestem zwolenniczka zakladania sobie celow.Metoda malych krokow sie sprawdza,choc zazwyczaj nie udaje mi sie osiagnac 100 %,ale dobre i 80;-).Najwazniejsze to chudnac;-)
OluSkAAAAAA
1 marca 2011, 13:59Cele terminowe są fajne, masz określony czas na schudnięcie określonej wagi i nie wymigujesz się tym, że np. Dziś sobie zrobię dzień luzu, bo przecież mam jeszcze dużo czasu na chudnięcie ;D Powodzenia! ;)*
tuska21
1 marca 2011, 12:39noo czyli co ? 5 posiłków dziennie, dużo wody, zero slodyczy i pójdzie samo bez trudności.
Sayno91
1 marca 2011, 12:27Masz cel a to już polowa sukcesu :-) Świetnie ci idzie, powodzenia! :-)