Trochę się obawiałam, że wczorajsze ważenie o jednorazowy incydent. Tym bardziej, że wczoraj już zjadłam w miarę normalnie - nie chce mi się ostatnio liczyć kalorii, ale na oko było ich z 1800. W każdym razie dzisiaj rano znów stanęłam na wadze, a tam niespodzianka - nadal 57kg!
Wczoraj poszłam na nową siłownię (notabene bardzo mi się tam spodobało, ale o tym innym razem). Po niedzielnym fitnessie miałam zakwasy w łydkach. Postanowiłam więc je rozruszać. No i skończyło się tak, że jak dzisiaj rano wstałam z łóżka, ledwie byłam w stanie utrzymać się na nogach. Chyba zamiast rozruszać, totalnie je przekwasiłam;))). Muszę sobie zrobić ze dwa dni przerwy w ćwiczeniach, żeby moje biedne łydki doszły do siebie.
Zgodnie z obietnicą na koniec piosenka ze starych dobrych czasów: http://www.youtube.com/watch?v=HjBq_7KOJOE
oh.my.ass
12 stycznia 2011, 12:42myśl o zakwasach bardzo kwasi mi plany o rozpoczęciu fitnessu czy biegania, ale będą, miną, tylko się człowiek nacierpieć musi... hehe 7 szczęśliwa liczba :)
meggy25
11 stycznia 2011, 16:15Super,oby tak dalej :) A co do pioseneczki,świetna, uwielbiam Chylińską :) Pozdrowionka i buziaki