Od soboty nie biegałam, nie jeździłam na rowerze. Złamany obojczyk pozwala mi jedynie na chodzenie. Dlatego też staramy się sporo chodzić i nie korzystać z komunikacji (no chyba, że leje... ). Zupełnie się odzwyczaiłam od takich "wakacji" treningowych. Brakuje mi biegania, endorfin, potu, zmęczenia.
W związku z tym, że chwilowo moja rutyna się zmieniła - nie mogę trenować - zaczęłam się czuć gorzej sama ze sobą. Krótko mówiąc czuję się grubsza . Patrzę w lustro i widzę jak mi urosły uda i boczki! To chyba już pewnego rodzaju uzależnienie od ruchu + zakorzenione głęboko niezadowolenie ze swojego wyglądu (przecież zawsze jest coś nad czym można popracować...). No i tak patrzę w te lustro, na te grube biodra i boczki... no ale trzeba się też mierzyć - cm jednak bez zmian - nawet gdzieniegdzie -0,5 cm. No to teraz się zważę...może waga mi powie coś więcej... na wadze: 51,7kg (-200gram) - czyli też nie przybyło. Wracam przed lustro i nadal widok mi się nie podoba, po treningu pewnie wyglądałabym lepiej...
I chociaż fakty mówią same za siebie - NIE PRZYTYŁAM - to przecież mój wzrok mnie nie myli, ślepa też nie jestem chociaż nieźle przyrąbałam głową w tę ulicę. Skoro już wiem, że moja głowa płata mi figle muszę popracować nad swoim nastawieniem. To jak się ze sobą czujemy definiuje praktycznie wszystko. Jeżeli kochasz siebie, jesteś ze sobą szczęśliwa, pewna siebie to ludzie właśnie tak Cię odbierają - wygląd nie ma znaczenia. Każda z nas na pewno ma znajomą, która waży sporo za dużo, a przyciąga mężczyzn jak ogień ćmy - ja znam dwie takie. Są to bardzo miłe i baaardzo pewne siebie osoby. Wniosek nasuwa się sam - sami kreujemy naszą rzeczywistość - zaczynamy od siebie. Przecież dobry humor to coś co mogę sobie postanowić (brzmi to dziwnie :P). Kiedyś usłaszałam mądre słowa, że to, że jesteśmy poirytowani i "nie w sosie" to nasza decyzja. Zdecyduj inaczej. Przecież to nic nie kosztuje, a wszyscy naszy bliscy poczują się dużo lepiej w naszym towarzystwie. Uśmiechajmy się częściej, do siebie, do obcych - to też nic nie kosztuje, a ile przyjemności może dać innym. Czasami jak jestem poirytwana i zła staram się przemyśleć te uczucia. Często dochodzę do wniosku, że w teraz mogę całkowicie zmienić te uczucia - i mi i innym będzie milej. To nic trudnego. Bycie złym w danym momencie nic mi nie daje, mało tego - marnuję swój czas, który mogłabym spędzić pozytywnie.
Więc dzisiaj postanowiłam, że w roku 2014 spróbuję popracować nad swoją wewnętrzną stroną :) (treningi i zdrowie swoją drogą). Postaram się jak najmniej dopuszczać do siebie negatywne emocje. Może zacznę medytację, jogę? Łatwo zapomnieć, że człowiek nie jest jedynie ciałem, mamy też bardzo bogate wnętrza, które powinniśmy eksplorować. Pracując nad sobą za równo wewnątrz, jak i na zewnątrz, mamy większe szanse na powodzenie w realizowaniu swoich marzeń i postanowień.
W związku z tym, że chwilowo moja rutyna się zmieniła - nie mogę trenować - zaczęłam się czuć gorzej sama ze sobą. Krótko mówiąc czuję się grubsza . Patrzę w lustro i widzę jak mi urosły uda i boczki! To chyba już pewnego rodzaju uzależnienie od ruchu + zakorzenione głęboko niezadowolenie ze swojego wyglądu (przecież zawsze jest coś nad czym można popracować...). No i tak patrzę w te lustro, na te grube biodra i boczki... no ale trzeba się też mierzyć - cm jednak bez zmian - nawet gdzieniegdzie -0,5 cm. No to teraz się zważę...może waga mi powie coś więcej... na wadze: 51,7kg (-200gram) - czyli też nie przybyło. Wracam przed lustro i nadal widok mi się nie podoba, po treningu pewnie wyglądałabym lepiej...
I chociaż fakty mówią same za siebie - NIE PRZYTYŁAM - to przecież mój wzrok mnie nie myli, ślepa też nie jestem chociaż nieźle przyrąbałam głową w tę ulicę. Skoro już wiem, że moja głowa płata mi figle muszę popracować nad swoim nastawieniem. To jak się ze sobą czujemy definiuje praktycznie wszystko. Jeżeli kochasz siebie, jesteś ze sobą szczęśliwa, pewna siebie to ludzie właśnie tak Cię odbierają - wygląd nie ma znaczenia. Każda z nas na pewno ma znajomą, która waży sporo za dużo, a przyciąga mężczyzn jak ogień ćmy - ja znam dwie takie. Są to bardzo miłe i baaardzo pewne siebie osoby. Wniosek nasuwa się sam - sami kreujemy naszą rzeczywistość - zaczynamy od siebie. Przecież dobry humor to coś co mogę sobie postanowić (brzmi to dziwnie :P). Kiedyś usłaszałam mądre słowa, że to, że jesteśmy poirytowani i "nie w sosie" to nasza decyzja. Zdecyduj inaczej. Przecież to nic nie kosztuje, a wszyscy naszy bliscy poczują się dużo lepiej w naszym towarzystwie. Uśmiechajmy się częściej, do siebie, do obcych - to też nic nie kosztuje, a ile przyjemności może dać innym. Czasami jak jestem poirytwana i zła staram się przemyśleć te uczucia. Często dochodzę do wniosku, że w teraz mogę całkowicie zmienić te uczucia - i mi i innym będzie milej. To nic trudnego. Bycie złym w danym momencie nic mi nie daje, mało tego - marnuję swój czas, który mogłabym spędzić pozytywnie.
Więc dzisiaj postanowiłam, że w roku 2014 spróbuję popracować nad swoją wewnętrzną stroną :) (treningi i zdrowie swoją drogą). Postaram się jak najmniej dopuszczać do siebie negatywne emocje. Może zacznę medytację, jogę? Łatwo zapomnieć, że człowiek nie jest jedynie ciałem, mamy też bardzo bogate wnętrza, które powinniśmy eksplorować. Pracując nad sobą za równo wewnątrz, jak i na zewnątrz, mamy większe szanse na powodzenie w realizowaniu swoich marzeń i postanowień.
"He who says he can and he says he can't are both usually right"
Tym akcentem kończę dzisiejszy wpis :).
Ahh a dieta?
Owoce i warzywa w ilości - na ile mi przyjdzie ochota :). Wczoraj były: banany (jakieś 10-11 sztuk), 2 mango, 1 papaya, 10 daktyli medjool, jabłko, pół melona, domowy zielony sok, domowy sok marchewkowo-selerowy, duża miska sałatki (szpinak, pomidorki, ogórki, pietruszka zielona, czerwona papryka, cebula, dressing z blendowanych pomidorów i mała garść orzechów - pekanów).
Tym akcentem kończę dzisiejszy wpis :).
Ahh a dieta?
Owoce i warzywa w ilości - na ile mi przyjdzie ochota :). Wczoraj były: banany (jakieś 10-11 sztuk), 2 mango, 1 papaya, 10 daktyli medjool, jabłko, pół melona, domowy zielony sok, domowy sok marchewkowo-selerowy, duża miska sałatki (szpinak, pomidorki, ogórki, pietruszka zielona, czerwona papryka, cebula, dressing z blendowanych pomidorów i mała garść orzechów - pekanów).
marina69
7 stycznia 2014, 13:33Dzieki ,strasznie sie ciesze z zaproszenia ,sa to wogole bardzo sympatyczni znajomi ,mlodzi w Twoim wieku ,oni sa zawsze tacu ulozeni wszystko wedlug planu ,a to ze juz teraz oznajmili ,to dlatego ze chca isc do biura podrozy I zabukowac kto leci ,a napewno wiesz ze w Angli mozna placic sobie cale wakacje w ratchach ,chca aby tym sposobem kazdy mogl byc na tym slubie bez zadnego finansowego stresu .Ja tylko sie zastanawiam jak poradze sobie z hotelowym jedzeniem ,czy beda mieli wszystko naturalne ????Mialam Ci napisac zaczyna mi brakowac cieplych zupek ,mowie o warzywnych ,wiem ze to odstepstwo ,ale czy uwazasz ,ze takie gorace piuree zupka ,zaszkodzilaby ????pa
marina69
5 stycznia 2014, 10:14Hej !!!dzieki ze piszesz ,dajesz mi natchnienie ,piosenka dziala na 100%,znalazlam ta babke I jestem zafascynowana !!!!Annette Larkins ,niesamowite !!!!chlone I chlone I coraz bardziej wsiakam ,trzymaj sie pa
marina69
3 stycznia 2014, 12:43Hej ,znalazlam cie tu kiedys I gdzies ponownie zawieruszylam ,ale dzisiaj cie mam ,podziwiam twoj zapal do biegania ,ja nie potrafie ,moze tak sobie wmawiam ,od tygodnia jestem na Raw FOOD ,ucze sie tego powoli I strasznie mi sie podoba ,wiem o co chodzi ,ale ty juz troche experymentowalas ,wiec jesli bys mogla napisac troche o Twoim sposobie bylo by mi milo ,powodzenia zycze I powrotu do zdrowia
aniek6
3 stycznia 2014, 12:38Dokładnie tak!:) Często miewałam takie sytuacje, że idąc na spotkanie miałam wisielczy humor, byłam zła itp, ale na spotkaniu oczywiście nie dawałam po sobie poznać, że coś jest nie tak - wkońcu to nie wina danej osoby. I zakładałam tę "maskę" dobrego humoru, kilka chwil i człowiek zapomina, że w ogóle był zły :). Mojemu lubemu często się w ten sposób upiekło, np gdy szliśmy pokłóceni do znajomych lub do jego rodziców - nie wypada przecież się kłócić przy obcych więc zachowywaliśmy się w miarę możliwości normalnie :) - po wyjściu oczywiście po kłótni nie było śladu :). Pozdrawiam i życzę dużo pozytywnych emocji!
mlle_fitness
3 stycznia 2014, 12:24To jest święta prawda co napisałaś. Kiedyś sama testowałam na sobie, że uśmiechanie się nawet siedząc przed kompem pomaga. Aktualnie piszę komentarz i uśmiecham się na siłę, pomimo tego że mam potworny humor i powiem Ci szczerze że jakby trochę lżej mi się oddycha :) sama zresztą wiem, że kiedy prowadzę zajęcia fitness i muszę się uśmiechać nie ważne co by mi się działo to faktycznie ten uśmiech po 3 minutach staje się prawdziwy i niewymuszony! Polecam zmuszać się do uśmiechu! :)