Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Walka, codziennie walka
24 września 2013
Dziś się nie ważę, nie mierzę. @ jest na progu, to jem więcej, a to po to by po prostu nie rzucić się na nie wiadomo co.... A pokus jest wiele. Dziś w pracy laski jadły pierożki z cebulką, krokiety w dwóch wersjach, jakieś rulony z łososiem, serem, szynką.Potem weszły ciasta....wrrrr....Poczułam się z tym moim jabłkiem z mikrofalówki tak żałośnie. Byłam tuż tuż , miałam w ręce nawet widelec (ktoś mi go wcisnął), ale uciekłam z tym moim jabłuszkiem.Chyba wiele /-u z nas ma ostatnio cięższy czas. Trochę zmęczeni już dietą, za oknem byle jak.... Ale powiedziałam sobie, że wiem po co to robię i czego nie chcę tracić. Dzięki za Wasze miłe komentarze pod moją daremną sesją fotograficzną. Może faktycznie z boku łatwiej ocenić kogoś niż samego siebie. Ja wcześniej również nie zdawałam sobie do końca sprawy, że tak strasznie się spasłam, te zdjęcia były szokiem (zdjęcie boczne bije rekordu absurdu). Dużo lepiej się czuję bez tych kilogramów, może dlatego nie widzę aż takiej różnicy.Wszyscy wiemy ile potu i łez składa się na taki spadek, prawda? Dziś nie ćwiczę, nie robię NIC. Mój dzień wolnego. Wygrałam walkę z krokietem, choć wynik nie był przesądzony na początku.
MllaGrubaskaa
25 września 2013, 11:11Ładnie się trzymasz ;) Oby tak dalej :))
grupciaa
25 września 2013, 11:04a ja tam uwielbiam krokiety pierożki nie zrezygnuje z nich :) wystarczy MŻ i wszystko gra :)