Cudowny weekend. Na wsi u rodziny mojego ex. Wykopki, więc nie mam wyrzutów z powodu normalnego jedzenia. Sobota w polu, niedziela w lesie, uwielbiam takie weekendy. Dla takiego mieszczucha jak ja, którego praca polega nia plaszczeniu tyłka- to najlepszy i najfajniejszy relaks. I znów podładowałam baterie :-)
Dietowo: weekend "po normalnemu" jednak ze zdecydowaną korekcją ilości. W sumie chyba taki dzień w polu, to lepszy niż fitness. Ale znów spadł kilogram i w bioderkach mi zleciało - zmierzę się jutro rano i zważę. Obecnie zeszłam do 80,2 kg, czyli pozbyłam się już 11 kg. Poniedziałek znów weszłam na dietetyczne tory.
proomyczek
9 września 2013, 20:4011 kg to dużo ^^ gratuluje....i życzę Ci z całego serca dalej pięknych efektów! ;)
ellysa
9 września 2013, 13:22nigdy nie cierpialam wykopokow,ale Cie podziwiam:-)))