Dziś wróciliśmy z wakacji u moich rodziców. Tak jak przypuszczałam - nie obyło się bez drogi grzechu i rozpusty No nie obżerałam się do upadłego, jak to ja potrafię. Nie pochłaniałam tony słodyczy, jak to ja potrafię. Nie zawiesiłam na kołku mojego stroju do ćwiczeń, jak to ja potrafię. Ale...
...ale, były i kiełbaski z ogniska, i mozzarella konsumowana w całości, i tosty pełnoziarniste w ilościach co najmniej niezdrowych, i ajerkoniak wieczorami z własną mą rodzicielką, i wielkie porcje lodów. I generalnie nie było tragicznie, ale mogło być zdecydowanie lepiej Waga mamina dziś pokazała 1,6kg więcej niż przed tygodniem. Ale to tylko sprzęt, inny niż na co dzień używam. Taki żarcik sobie zrobiłam włażąc na nią dziś rano. Miałam ćwiczyć codziennie, ale skończyło się na dwóch treningach w ciągu tego niemal tygodnia, z powodów dla których nie będę mieć więcej dzieci Mianowicie oprócz mojej rodzonej dwójki wraz z mamą miałyśmy pod opieką jeszcze 5-cioletnie bliźniaki mojej siostry, która musiała wracać do pracy w Krakowie. Takiego armagedonu, to ja się może i spodziewałam, ale łudziłam się, że nas to ominie Pierwsze dwa-trzy dni to był koszmar, gdy wszyscy musieliśmy się nauczyć ze sobą żyć. Zmęczenie rzucało nas z mamą wieczorami na twarz dosłownie Całe szczęście potem było już zdecydowanie lepiej i generalnie okazuje się, że to były całkiem fajne wakacje! Dla moich siostrzeńców (też parka, jak moje dzieci) to musiało być trudne doświadczenie, bo pierwszy raz w życiu byli tyle czasu z dala od rodziców, ale ostatecznie dali radę Wszyscy daliśmy radę Tyle odmiennych charakterów, oczekiwań, temperamentów i przyzwyczajeń musiało się trochę pościerać Mnie było o tyle łatwiej, że wpadłam w tryby opiekunki czworga niemal bezboleśnie, bo z rozpędu własnego świeżego macierzyństwa. Mojej mamie, która na co dzień nie zajmuje się dziećmi, było ciężko odnaleźć się w tym chaosie i hałasie Że nie wspomnę o jej dwóch pasch - starszych paniach, jak mówi moja mama. Jednak pieski są przekochane i nawet nie warknęły na usiłujące uszczęśliwiać je dzieci - musiałyśmy tylko pilnować, aby dzieciaki nie były zbyt nachalne z tą miłością, bo przecież to jednak tylko zwierzęta (znaczy się psy, nie dzieci, chociaż....?) i mogłoby być groźnie. Było fajnie, choć ciężko. I dlatego nie będę mieć więcej dzieci - nie mam wcale ochoty na taki sajgon na co dzień
Jutro moja młodsza pociecha idzie pierwszy raz do przedszkola. Tego samego, co starszy brat. W planach mam więc wymagający trening, a potem słodkie "nicnierobienie" w towarzystwie ostatniego odcinka GoT Bo mi się należy! No!
Na zdjęciu piękne okoliczności przyrody, podczas poniedziałkowego Skalpela w plenerze
Fajnie jest pofikać pod gołym niebem - towarzyszyły mi wszystkie dzieciaki i tylko się śmiały, że przecież tam nie ma ani podłogi ani sufitu, żeby kierować do nich palce lub pięty przy podnoszeniu nóg
Cathwyllt
1 września 2017, 10:41Dziecięca logika potrafi człowieka rozbroić :D Ale taki trening na świeżym powietrzu to musi być coś, zazdroszczę :)
angie65
2 września 2017, 09:21Tak! To super przyjemność tak ćwiczyć pod gołym niebem :) A dzieci są kompletnie rozbrajające! ;)
aniapa78
1 września 2017, 06:33Wiem co miałyście z dziećmi bo u mnie często było małe przedszkole. Idzie zwariować:)* Będziesz miała więcej czasu dla siebie jak dzieci w przedszkolu.
Naturalna! (Redaktor)
1 września 2017, 04:53Hehe :) z dzieciakami to hardcore trening ;)
angie65
2 września 2017, 09:52A wiesz, że nawet nie? Może gdybym ćwiczyła wewnątrz, to by się pod nogami plątali. Ale tak? Nie było problemu :)