Ostatnie dwa tygodnie miałam dość stresujące. A stres to zabójstwo. Dlatego codziennie szukam pozytywów. Świata nie zbawię, to już pojęłam.
Po porannym chłodzie mieliśmy całkiem ciepłe popołudnie. Specjalnie poszłam do parku by popatrzeć na owocujące już dzikie róże, które bardzo lubię.
Wprawdzie obiecałam sobie, że będę czytać książki z domowej biblioteczki, ale dziś wybrałam się biblioteki. Szykuje się dłuższy weekend listopadowy, a nawet dwa,to przeczytam kolejne części książek, które wysłuchałam jako audiobooki.
Dziś miałam popołudnie telefoniczne. Córcia, mąż i siostra. I jeszcze wizytę sąsiadki.
I... nie wiadomo kiedy mamy późny wieczór.
Ale pozytywnie, bo zjadłam jeden posiłek i zdaje się koniec szamy na dzisiaj. W sumie to okienko żywieniowe wypada mi od 16.30 do 24.30 (haha), ale po takim talerzu to już się jest pełnym: