Oczywiście, że nikt nie obiecuje że będzie łatwo, choć myslę, że nastawienie wiele zmienia i nawet trudne chwile może nieco złagodzić. Ale żeby tylko nastawienie było czynnikiem mającym wpływ na to czy się w diecie trzymamy czy nie, to byłoby pół biedy. Tu trzeba jeszcze walczyć z pokusami z zewnątrz. okazje rodzą się niespodziewanie, bo przecież nie zyjemy zamknięte w wieży. Praca, zakupy, wizyty... Wszędzie trzeba być czujnym.
Wczoraj niespodziewane rodzinne spotkanie i pełno pysznościowego jedzonka na stole i wino "Baron de Lestac"... No i wytrzymałam. Nie było trudno bo przed wizytą wtrząchnęłam biały ser, tarta marchew i jajko na twardo. Wyjątkowy zapychacz, ale miły w smaku :)
Kiedy już wyjątkowo dumna z tego, że nie złamałam się (szczególnie nie walczyłam, więc skąd ta duma? no ale jakość motywować się trzeba) i nie uległam pokusie wszamania przepysznych dań u teściów, zbieralam się do wyjścia usłyszeliśmy radosne: ciociu wujku, zapraszam was jutro na tort urodzinowy.
Upsss... Będzie kolejny dzień próby. Ale co tam. Liczy się cel, który chcę osiągnąć. I tak w ogóle, to czy ja lubię torty? Hmm...
AgusiaZM
14 maja 2010, 10:56powodzenia i życzę silnej woli na tym przyjęciu urodzinowym ;-)