Wczorajszy dzień był totalnie w biegu. Większosc dnia spędziłam z ukochanym na zakupach spożywczych i tych bardziej przyjemnych . W sklepach nie znalazłam dla siebie nic ciekawego, jedynie T. kupił sobie parę koszulek.
Od jakiegoś czasu przymierzał się do trenowania. Jakiś czas temu chodził na siłownię i miał to co lubię najbardziej- barki, plecki i ręce. Powiedział do mnie, że by poćwiczył, albo, że nie bo motywacji nie ma... Na to ja że możemy razem ćwiczyć, obok siebie, on swój zestaw ja swój. To go mega zmobilizowało i ćwiczyliśmy wspólnie . Nie czułam się dzięki temu głupio, że leje się ze mnie pot, bo nie byłam sama a i on nie zwracał na mnie zbytnio uwagi, gdyż był totalnie wyczerpany robiąc swoje mordercze ćwiczenia jednak troszkę nie ćwiczył i dały mu one w kość.
Po wspólnych ćwiczeniach odświezyliśmy się, zjedliśmy pożywny posiłek i pojechalismy na imprezę do kolegi. Wypiłam 3 somersby i z 'niedobrych' rzeczy zjadłam niecałego tosta z serem, a tak to kupiłam sobie tam bułkę i maślankę na śniadanie- na które ostatecznie zjadłam garstkę płatków chocapic (czy jak to tam się pisze) z mlekiem i dodałam parę suszonej żurawiny, jako, że to było w domu u chłopaka, u którego była impreza. Wróciłam do domu i wzięłam się za trening, a po nim zjadłam pyszną sałatkę z makaronem tuńczykiem jajkiem i warzywkami .
Teraz siedze i zastanawiam się, czy iść do kina, cz spać, bo troszkę czuję zmęczenie po wczorajszym dniu .