Kolejne ważenie, kolejny spadek. Muszę przyznać, że w weekend opanowała mnie jakaś żądza jedzenia nie do przezwyciężenia. Potem, na tygodniu, znacznie zredukowałam ilość kalorii, żeby jakoś odpokutować za dietetyczne grzechy. Wyszło w miarę dobrze, chociaż muszę powiedzieć, że się namęczyłam. Ciągle miałam na coś ochotę, szczególnie wieczorami.
A wczoraj naszła mnie ochota na faworki Hmm... ale ja nawet nie lubię faworków, dziwne to. Oczywiście faworków nie było.
Ćwiczenia jak dotąd leżą odłogiem, kupno orbitreka postanowione, ale realizacja odwleczona do powrotu z urlopu. Od wtorku wybywamy na wczasy "pod gruszą" do rodziców. Pod małą gruszą bo do miasta, ale zawsze to jakaś zmiana otoczenia. Postanowiłam zaangażować brata do wspólnych ćwiczeń. Moją małą Królewną będzie miał się kto zająć, więc myślę, że przy dobrych chęciach damy radę trochę się poruszać.
Taki jest plan a jak wyjdzie dam znać przy kolejnym pomiarze