Odzyskuję powoli swoją twarz spod tłuszczu. Zniknęły gdzieś chomicze magazyny. Pojawiła się szyja. Zaczynają się rysować obojczyki. Znajomi patrzą i podejrzliwie pytają: schudłaś?
Podoba mi się to i motywuje dalej.
Chociaż czasami, nie powiem, pokusy się pojawiają. Na razie daję im radę.
Myślałam, że z czasem trzeba będzie podkręcić poprzeczkę odnośnie aktywności fizycznej i miałam rację, ale nie tylko dlatego, że byłoby fajniej i zdrowiej więcej się ruszać. Po prostu mój zegareczek uświadomił mi dogłębnie to, co w zasadzie wiedziałam, ale nie przyswoiłam sobie do końca. Jak się traci na wadze, trudniej jest spalić tyle samo kalorii, niż wcześniej z większym nadbagażem.
Dlatego w "Wiórkowych" raportach pojawiło się więcej "Fujów" (to dla wtajemniczonych).
Ale będzie lepiej, bo udało mi się wystawić już wszystkie oceny. Zabieram się powoli do sprawozdań. Dziś świętowałam długim spacerkiem z psem pierwszy poniedziałek z wolnym popołudniem. Niestety czeka mnie jeszcze parę nasiadówek, ale to już pryszczyk.