No i nie byłam w Świętej Lipce. Mechanik za późno wymienił mi akumulator :( Chociaż jakbym spięła doopcię, to bym jeszcze dała radę. Najwyżej bym się spóźniła parę minut. A wszystko to wina księcia małżonka (na kogoś trzeba zwalić), bo w końcu nie chciało mu się ze mną jechać a jakoś nie uśmiechało mi się wracanie samej po nocy.
W sobotę byłam na dwóch imprezkach i teraz będę cały tydzień tracić nadprogramowe zwały tłuszczu. Trudno się mówi, ale co miałam przyjemności, to moje
Tylko teraz tak jakoś podchodzę jak pies do jeża, żeby podać wynik dzisiejszego ważenia do grupowej tabelki: 86,7 kg.
W zeszłym tygodniu byłam w czołówce, bo tak łaskawa była moja waga a tym razem pewnie ostatnia
Ktoś musi, tym razem chyba moja kolej.
A teraz podsumowanie zeszłego tygodnia.
Codziennie była aktywność fizyczna, choć czasem okrutnie mi się nie chciało. Wczoraj zamiast rowerka wspólny rodzinny spacer. Przeszliśmy dość szybkim krokiem 9,5 km.
Czyli 3526 kcal spalonych na sportowo w 4 tygodniu sierpnia.
Nie licząc "wypasionej" soboty, to dietkowo też byłam wzorową odchudzaczką. Wystawiłam sobie 60 punktów na 70, co stanowi 86%.
Tylko raz słodyczowałam w zeszłym tygodniu
Muszę stwierdzić, że mam coraz mniej słodkich zachcianek, mimo że ze względu na domowników poniewierają się tu i tam.
W zasadzie mogę być zadowolona, gdyby tylko nie te parę deko z dużo...
Zmykam na rowerek, to trochę pozaglądam, co u Was a potem ostatnie podrygi urlopowicza, bo jutro mamy już radę i się zacznie...
Karampuk
1 września 2011, 06:31szkoda ze nie dojechałas, a co do grzechu i popkuty to jest to sprawiedliwe ze tak szybko sie tyje a potem tyle trzeba to odpracowywac, bee
JOLENDA
31 sierpnia 2011, 10:43Kurcze !jaka szkoda.:)))))))))))))).
mrowaa
29 sierpnia 2011, 13:22jak zgubisz weekendową nadwyżkę będziesz szefować w tabelce:) Buziaki!