W zeszłym tygodniu nie miałam takich kłopotów z ograniczaniem jedzenia jak wczoraj. Świadomość, że tym razem wszystko się liczy jest koszmarna. Cały wieczór chciało mi się podjadać. Dobrze, że rzuciłam się tylko na owoce, ale to też niedobrze. Byłam zmęczona, już o 21 poszłam spać. Wstałam wczoraj o 6 i dzień był tak cudownie długi, nawet wyprałam dywan, bo słoneczko ładnie świeci. Dzisiaj dosycha.
Wczoraj pochłonęłam 2128 kcal (jednak mniej niż wczoraj)
Powstrzymałam się od co najmniej 1100 kcal, nie licząc tego co bym zjadła, gdybym nie poszła do łóżka.
Spaliłam 577 kcal (więcej niż wczoraj, nawet rowerek przeprosiłam kręcąc 20 km)
Świnka grubsza o 5 zł
I nawet waga mnie zaskoczyła: 88,8 kg
Ciekawa jestem, co powie przy piątkowej zmianie paska?
Muszę sobie z grubsza spisać, co chciałabym ogarnąć w domu przed końcem urlopu.
Zacznę wtedy odhaczać zrobione, bo jak na razie wydaje mi się, że nic nie robię.
Może to i prawda
jbklima
5 sierpnia 2011, 10:10cały rok się robi i robi w domu.....nie marnuj urlopu....żyj teraz dla siebie....ja wiem łatwo powiedzieć trudniej wykonać jak robota czeka.
mmMalgorzatka
5 sierpnia 2011, 08:41za 2 miesiące przyjmę z radością Twoją ósemke:)