Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Poniedziałku nie przychodź...


Dzisiejszy dzień spędziłam niestety w pozycji siedzącej. Kończenie projektów jest najgorsze i zdecydowanie przydałoby mi się jeszcze ze dwa dni weekendy na ich dokończenie. Niestety jutro pobudka z samego rana i do pracy.

Ale jutro też moje ważenie po tygodniu diety. Chciałabym oczywiście nie wiadomo co, ale będę wdzięczna choćby za jeden kilogram. Postanowiłam też jutro porządnie się zmierzyć, bo wiem, że to to jest najważniejsze a nie kg. Kiedyś to już zrobiłam i chętnie teraz porównałabym wyniki. Niestety zagubiłam gdzieś tą karteczkę. Trudno.

Wpadłam też dzisiaj na szalony pomysł, który jednak w ciągu dnia nie wydał mi się już taki ciekawy jak z samego rana.  Mianowicie postanowiłam zaprezentować mamie dietę South Beach. Wziąć dwa tygodnie wolnego i przejść pierwszą fazę razem z nią (mogłabym to zrobić dopiero ok maja, więc akurat). Nawet nie ze względu na utratę wagi, ale poprawę samopoczucia. Dieta plaż południowych rekomendowana jest dla osób z problemami krążeniowo-cukrzycowymi, czyli idealnie dla niej. Jednak po większym zastanowieniu doszłam do wniosku, że moja mama w życiu nie da się namówić na rezygnację z chleba czy owoców. Nawet te dwa tygodnie nie wytrzymałaby bez jabłek. I nawet racjonalne argumenty na pewno do niej by nie trafiły. Moja mama jest bardzo uparta i robi wszystko po swojemu (a potem ma pretensje, że jestem taka sama :P). No cóż, ta sprawa jest jeszcze do większego zastanowienia. 

Dzisiaj w końcu zjadłam coś w miarę normalnego. On w sumie zaczęłam już wczoraj od papryki, bo już niestety nie mogłam wytrzymać. Już tłumaczę o co chodzi. We wtorek miałam wyrywany ząb i zakładane szwy. Niestety zalecenie dentysty mówiły o jedzeniu miękkim, chłodnym i nie pikantnym. Tak więc od wtorku żyłam jedynie na rybach. Dosłownie. Najróżniejsze kombinacje łososia, tuńczyka i makreli szły w ruch. Wczoraj z tego powodu jadłam też chłodną zupę. Postanowiłam, że już koniec. Moje dziąsło ma się już chyba całkiem dobrze więc dzisiaj przyszalałam w kuchni. Po prostu coś upichciłam, a to już jest szaleństwo w moim wykonaniu. I robiłam to bez żadnego przepisu. Po prostu na oko. A co najdziwniejsze dało się to zjeść. Nawet nieskromnie powiem, że było całkiem smaczne. To chyba pierwszy raz w moim życiu, kiedy robiłam coś bez przepisu i wyszło. Może jeszcze coś ze mnie będzie :)

Ale po kolei. Mój mały dzisiejszy jadłospis.

Śniadanie: szklanka ciepłej wody z cytryna; jajecznica z 2 jajek, usmażona na łyżce oliwy z oliwek i posypana połową pociętego pęczka szczypiorku, a wszystko oprószone pieprzem.

Obiad: zupa krem z brokuła z wczoraj; pieczona warzywa z kurczakiem (dzień wcześniej zamarynowałam jedną, pokrojoną w poprzek, pojedynczą pierś z kurczaka w odrobinie oliwy i dodanych według uznania przypraw w proszku: kurkumy, słodkiej papryki, gałki muszkatołowej, pieprzu oraz suszonym tymiankiem; dzisiaj pokroiłam czerwoną paprykę w paski, małą cukinię w półksiężyce, pieczarki w ćwiartki, połowę selera w cienkie paski - te wstawiłam na 2 min do mikrofalówki, aby szybciej później się upiekły, połowę czerwonej cebuli w piórka, oraz dwa ząbki czosnku w ćwiartki; wszystkie warzywa wymieszałam z wcześniej przygotowaną w oliwą (2 łyżki) z dodatkiem chili, pieprzu, granulowanej cebuli i granulowanego czosnku; wyłożyłam je do żaroodpornego naczynia, a na wierzch wyłożyłam kurczaka; wszystko piekłam przez ok 45 min na 200 stopniach; wyszło moim zdaniem elegancko :)). 

(Ok. Jakoś jak robiłam to zdjęcie to wydawało mi się, że wygląda bardziej apetycznie. Niestety nie potrafię fotografować mojego jedzenia :/)

Kolacja: praliny z łososia i świeży ogórek oproszony pieprzem.

Plus do tego jakieś 1,5 l. wody mineralnej w ciągu całego dnia.

Znów mi wyszedł esej. Cóż...

Dziękuję za wszystkie wczorajsze komentarze. Było mi bardzo miło, miałam lekki strach że zniknę w mnogości tych wszystkich wpisów i nikomu nie zechce się tu zaglądać. A jednak się myliłam. 

Trzymajcie się bardzo cieplutko i do jutra.

S.

  • karrrrola

    karrrrola

    18 stycznia 2016, 10:02

    Skoro ciężko zrezygnować Twojej mamie z niektórych produktów to może ograniczenie produktów zamiast dieta SB na początek ;)? Tak żeby małymi kroczkami do celu :)

    • Akinohimitsu

      Akinohimitsu

      18 stycznia 2016, 19:31

      Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się ją przekonać do zmiany. Jednak obawiam się że nawyki które ma już od kilkudziesięciu lat będą silniejsze.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.