Systematycznie nabawiam się dołka i tylko może w 5% ma na niego wpływ moje odchudzanie, które jakoś idzie, choć pewnie nie tak jakbym chciała. Mam silną wolę, ale cierpliwości nie, lubię szybki efekt. No ale mój dołek to raczej nie przez odchudzanie.
Moją największą wadą jest naiwość. Tak mocno ufam ludziom i tak bardzo się do nich przywiązuję, że nawet, mnie krzywdzą, to nie potrafię z nimi zerwać (i naprawadę nie mówię tylko o facetach, choć też). Męczę się, rozpamiętuję to co było. Jeszcze gorzej jest, jeśli uważałam tę osobę za naprawdę bliską. Więc sobie popłaczę, tak jak wczoraj wieczorem, zapiszę wszysstko w swoim prawdziwym, poapierowym dzienniku i staram się iść dalej, ale drzazga w sercu zawsze zostaje. I na zawsze.
Chyba nawet to mdłe słoneczko za oknem nie poprawi mi dzisiaj nastroju. Na szczeście nie mam zwyczaju zajadać problemów więc dół nie zaszkodzi mojej figurze. Muszę skupić się na czymś innym. Może na pisaniu, bo wczoraj dostałam ochrzan od mojej Awonii za niepisanie. Fakt marnie mi ostatnio idzie. Niemoc twórcza... Więc się biorę.
albee
27 marca 2009, 21:43ja też myślałam, że dzień cały będzie do d..., ale w pracy kupela mnie zaczepiła i mówi, że widzi, że się zmieniam, że chudnę, i w ogóle ładnie wyglądam... od razu zrobiło mi się lepiej na duszy ;-)pozdrawiam.