Zaczął się nowy tydzień, ale teraz już bez stresów. Po tygodniu wiem, że ta dieta jest jak najbardziej dla mnie. Nie głoduję, jestem zadowolona. OK, muszę się zmobilizować do zjedzenia śniadania, co do tej pory mi się nie zdarzało, ale pewnie wcześniej, czy później organizm się przyzwyczai i nie będzie mi z rana niedobrze. Poza tym jakoś łatwiej mi się zmobilizować do ćwiczeń, przynajmniej wczoraj było, nawet to, że wróciłam z oceanarium padnnięta, nie było wstanie powstrzymać mnie od moich ćwiczeń A6W. Oczywiscie, tak jak przewidywałam, mięśnie bolą mnie koszmarnie, wczoraj jeszcze jakoś było, ale dzisiaj... Nie pytajcie.
Więc zaczynam drugi tydzień, z nadzieją, że będzie następne kilo mniej.
Myfszeczka
23 marca 2009, 21:40Ja i obrażanie?:) Dystans do siebie na dzień dzisiejszy mam chyba wystarczający, a przekaz był jasny, że chodzi o rozmiary a nie o mnie:))) Chociaż jak na to zdjęcie patrzę co je tam wstawiłam, to sama pękam ze śmiechu:) Miałam je usunąć, ale stwierdziłam, że nie ma to jak się zdrowo motywować:))) Pozdrawiam i miłego wieczorka życzę:)))
Myfszeczka
23 marca 2009, 21:22... też zawsze miałam problem: a to nie byłam głodna, a to jeszcze czułam jedzenie z dnia poprzedniego, a to mnie mdliło z rana, a to brak czasu, ale generalnie jak się kilka razy z wieczora dobrze przegłodziłam, to budziłam się z rana i o jedzonku marzyłam! Teraz jak mi się zdarzy, że rano nie mam ochoty jeść, to i tak staram się chociaż troszkę, bo to w ogólnym bilansie dnia bardzo dobrze rokuje:) A śmiać się ze mnie - proszę bardzo!;) Należy mi się:)) a z tymi rozmiarami, eh... wiem właśnie jak jest, ale co by nie było, i w jedne i drugie portki się zapnę chociażby nie wiem co:) Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejne wpisy:)