Bylysmy wczoraj z Liselotte znowu na aerobiku. O zesz kurde... Troche sie zmeczylam... I wracajac do domu zobaczylam cud natury po prostu, myslalam, ze normalnie do rowu wjade, albo na inne pobocze. Ksiezyc. Czegos takiego dawno nie widzialam, ludzie, po co nam efekty specjalne, jak my takie cuda mamy? Wielgasny wrecz, olbrzymi no, juz nie pelnia, bo maleje, i niziutko zawieszony, i tak jasny, ze hej, no mowie wam, cudo po prostu, nie moglam wzroku oderwac, co nie bylo dobre, bo nie lubie jezdzic po ciemku, nie widze dobrze, mam kurza slepote normalnie, nienawidze nie widziec, a po ciemku, jak wiadomo, widocznosc ograniczona. Oprocz tego wszedzie dookola wbiegajace na jezdnie koty, zajace i inne lisy, chociaz te przynajmniej uciekaja, i orly (ha! tak! bo my tu mamy orly, tralala!) przelatujace nad samym samochodem, horror normalnie, no i klasyka - sarny. Te cholery zas w ogole sie nie ruszaja, i stoja sobie na poboczu i czlowiek nigdy nie wie: wskocza czy nie wskocza.
Ha! Czujecie, co ta wiedzma zrobila? Ta wiedzma, czyli moja niedoszla wspolpracownica. Poszla w tym tygodniu na zwolnienie. Mam przeczucie, ze wcale nie jest chora. Poza tym doskonale sie do tego przygotowala, ten gostek, co wczoraj i dzisiaj ja zastepuje, dostal cala mega zapisana kartke, kto, co, kiedy i dlaczego, i cala liste i telefon tez dostal. Jak ja w zeszlym roku chorowalam, to nie mialam czasu na takie przygotowania. No i problem z jutrzejszym wolnym dniem, taram, ja juz mam plany, Michelle tez ma plany, zgodzilysmy sie na dwie godziny, a tu musimy sie zajac calym dniem, dyrektor mowi, tak, zajmiecie sie tym. Gowno, a nie sie zajmiemy, szlag moze czlowieka trafic, znow musze porozmawiac z Sabine, juz mam tego dosyc, my wcale nie jestesmy problematyczne, tylko nienawidze, jak ktos stawia mnie przed faktem dokonanym. No zobaczymy.
Demolka zas to moje wlasne dziecko. Nie wiem, co ona tam robi w srodku, surfuje chyba? Wczoraj po prostu tak wariowala, ze niemalze do sufitu podskoczylam, no o co kaman? Oprocz tego nareszcie wyslali mi moj iluminator i inne fajne rzeczy, lada chwila powinnam dostac, ciuszki juz przyszly, wyprane, sliczne, pchnace, wczoraj wyslalam mega zamowienie do baby waltza, ale i tak wyglada, ze to jeszcze nie koniec zakupow, tadam:) Planujemy i tak pojechac zaraz na poczatku grudnia do niedalekiego wielkiego miasta:), jak juz sie zacznie Christkindlmarkt, i sobie poszaleje, tadam, tadam:)
Z zarciem zas staram sie, staram. Chociaz i tak musze przyznac, ze wciaz mam najmniejszy brzuch z tych wszystkich dziewczyn, ktore chodza na fitness ciazowy, lalala:) A dzisiaj jeszcze mamy te kontrole i juz nie moge, ciagle cos na glowie, ech.
Milego dzionka:)
izulka710
15 listopada 2011, 19:39rozpierduchy w brzuchu:))Moja pierwsza córka tak dawała czadu i do tego miała 61cm długości:/