No to w domku. Tym razem lot ok, bez poltoragodzinnych opoznien i list oczekujacych:)
No i najwazniejsze, jakie komplemety ze strony meza mega jedynego. Otoz popatrzyl na mnie z niesmakiem w oczach i spytal, czy ja sie w domu tez odchudzalam, bo juz w ogole brzucha u mnie nie widac. Hura, hura! W samochodzie pomacal mnie po nodze i mowi, ze tu juz tez nic nie zostalo. Hura, hura, hura! Po czym, gdy otwieralam garaz, wykrzyknal z rozpacza, ze spodnie mi na dupie WISZA. Hura, hura, hura!
Jest naprawde przekochany, ale jest tez zbyt wielkim optymista, bo niestety, pierogi i leniwe sie zemscily, waga pokazuje wiecej, niz powinna. No ale nic to, teraz w domu znow post. Poza tym pierogi caly dzien mi sie wczoraj odbijaly, kara normalnie za wszelkie grzechy.
No dobrze, to ide dusic sobie warzywka. Milego dnia:)
izulka710
22 czerwca 2011, 20:27super sprawa-motywujące:))
Elku6
22 czerwca 2011, 16:53Mmmmm..duszone warzywka też świetna sprawa. Uwagi rodziny o spadających kilogramach potrafią uskrzydlić :) co racja to racja.