No wlasnie? Dziewczyny pisza, ze jak magazynuja wode, to puchna, a ja nie puchne. Czyli co, magazynuje te wode, czy nie? A jak nie, to skad te skoki wagi?
Nie wiem, ile waze. Z pelna determinacja nie wchodzilam przez weekend na wage, a winna jest moja tesciowa. Otoz wrocila z sanatorium i od razu zabrala sie za robienie ciast. No i zrobila dla nas tez, bo ja mam do pieczenia dwie lewe rece, nawet ciasta z paczki niespecjalnie mi wychodza, ostatnio kierownik takie zrobil i wyszlo mu dwa razy takie wielkie, jak mi, no i z czego to wynika? Dobra, wracajmy do konkretow. Otoz nie wyrzekne sie tego ciasta nigdy, przenigdy, trudno. Ale za to nie zjadlam wczoraj i przedwczoraj obiadu. Ale sie nie waze, tak na wszelki wypadek, lepiej sobie nie psuc humoru i zyc w blogiej nieswiadomosci. Do piatku przynajmniej.
W sobote pol dnia na psim placu, pare kalorii straconych, wczoraj z samego ranca slad dla Molly ulozony, prawie padlam trupem, tak sie zmeczylam, ale za to potem caly dzien przesiedzialam na dupie. Pieknie bylo, fotele na tarasie wygodne, i nawet glodu nie czulam, tylko non stop czytalam, czytalam, czytalam. Bylam na dwoch psich spacerach, nastawilam trzy pralki, przy czym nie jestem brudasem, ale piore dopiero wtedy, gdy pralka jest pelna, to sie nazywa ekonomicznosc:) A wieczorem dupsko mnie od siedzenia bolalo. Dzisiaj tez mam lenia straszliwego, kierownik w pracyk, mimo ze tu swieto koscielne, wiec wolne, i tak mi dziwnie... Dobrze chociaz, ze ciasto juz sie skonczylo. Poprosilam kierownika wczoraj, zeby przejrzal moj rower i napompowal kola, bo zalozylam, ze jak bede sie nudzic, to sobie przynajmniej pozytecznie sie ponudze, ale oczywiscie zapomnielismy o tym rowerze. Mam zaplanowane prasowanie na dzisiaj, ale nie wiem, czy sie przemoge, takiego lenia mam.
A dzisiaj w koncu zrobie sobie te racuszki, no.