Łazi za mną ostatnio jakiś nerw, jakaś pokusa żeby się najeść porządnie, żeby poprawić sobie humor. Chodziłam wczoraj jak struta, miejsca sobie nie mogłam znaleźć. Posiłki przygotowałam wcześniej i ciągle zerkałam na zegarek czy już mogę zjeść. Super, że nie mam tego dużo bo przynajmniej schudnę, ale co jak ja tak lubię jeść? I głupia nie potrafię wynaleźć innej równie satysfakcjonującej przyjemności. Leń jestem i w ogóle... siedzenie przed tv i opychanie się to właśnie ja. Dziw mnie bierze, że tycze czasu już wytrwałam
Dziś już po śniadaniu, wszystko mnie boli po ostatnich ćwiczeniach. Na dworze zimno, ciemno i ponuro... ech...