Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wspomnienia


Dzisiaj spotkałam moją ciocię i dyskutowałyśmy o tym jak to jest że dawniej jadło się wszystko i się nie tyło a teraz człowiek nałyka się powietrza i waga skacze w górę.

Jest jak ja wychowana na wsi z tą różnicą że ja w połowie miastowa (po mamie) a w drugiej połowie ze wsi (oczywiście po tacie) a ona mieszka całe życie na wsi a pracowała w małym mieście, do którego miała 7 km

Ciocia szczupła jak nastolatka a jej trzy córki cały czas walczą z nadwagą, wiecznie na diecie, na siłowni, czy innych marszobiegach. Wszystkie mieszkają na wsi, jedna obok drugiej.

Wujek też do grubych nie należy, tak jak mój ojciec, zawsze mieli nadprogramowe kilogramy ale w granicach rozsądku (max 10 kg).

Doszłyśmy jednogłośnie do wniosku że dawniej jadło się inaczej, wcale nie zdrowo, chociaż opinie są podzielone (dieta Kwaśniewskiego). Biło się świniaki kilka razy w roku, w kącie zawsze stało wiadro smalcu, na strychu wisiały kiełbasy, boczki czy słonina,  każdy brał kiedy chciał i ile chciał, najlepsza była kromka świeżego, jeszcze ciepłego chleba, smalec i ogórek kiszony lub małosolny, w zależności od pory roku. Pamiętam na obiad górę ziemniaków okraszonych na gęsto skwarkami i do tego mleko zsiadłe, oczywiście mleko od własnej krowy. Nikt nie przejmował się chorobami bo ich tak naprawdę nie było, sama jak chciało mi się pić lub gdy miałam ochotę np. jak byłam w ciąży, to zasuwałam do obory z kubkami, krowa dała mleko, no oczywiście trzeba było z niej wydusić ale to nie problem w końcu każdy weekend, święta i wakacje spędzałam u dziadków a że ciekawa byłam świata to i krowę nauczyłam się doić. Nikt nie mówił że to nie zdrowe, ze trzeba badać itd itp, ble ble ble. Kury do dnia dzisiejszy u ciotki chodzą świnie chrumkają, no jedynie krowy nie ma.

Ciotka lata gdzieś tam po mleko i żyje jak to się mówi po staremu. Mają grubo po 70-tce, nie chorują, nie tyją, a i jeszcze od jesieni do wiosny opychają się kiszonkami, czyli tym co wsadzą do słoika, oczywiście sami wyhodują.

Mój ojciec też na jesieni kisił beczkę kapusty i jadaliśmy do wiosny praktycznie codziennie w różnych formach, gotowana z mięsem (ale nie bigosy), z grochem ale najczęściej po prostu na kanapce z wędliną albo żółtym serem. do końca tak robił, rzadko  chorował, nie przeziębiał się. wujostwo tak samo. Nie chorują, nie narzekają.

A powracając do moich kuzynek, to jak młodzi,( ha ha 40 i 50 na karku) tu kebab, tam chińszczyzna, w domu spaghetti, zupy z paki, gotowe jedzenie, bo się nie chce gotować bo szkoda czasu itd.

Reasumując. Dawniej żyło się inaczej, panie robiły przetwory, wiedziały co podają rodzinie. Czasami kupowałam na szybko gołąbki w słoiku, fasolkę czy inne wynalazki i powiem że wolę poświęcić w weekend godzinę czasu a przygotowanie np. gołąbków niż tracić na to coś ze słoika. Też robię nagminnie przetwory (wieś została we krwi), ogórki, kapusta, papryka, trochę dżemów, innych wymysłów jak ajwar.

Wspaniałe dodatki i mało kaloryczne no oprócz dżemów ale i tych czasami można dodać do naleśników, w końcu młody nie jest na diecie a zjeść potrafi padalec jeden - 192 cm długi i 70 kg chudy to może jeść i jeść.

Kiedyś było lepiej. Łezka mi się zakręciła w oku. Może dlatego że 1 listopada się zbliża?

  • clio

    clio

    30 października 2021, 11:03

    Szczerze mówiąc to jedzenie, które opisujesz brzmi dla mnie jak koszmar, no może z wyjątkiem kiszonek. Sama mam prawie 50, z czasów mojego dzieciństwa pamiętam jako obiady bezmięsne przede wszystkim kluchy, a to na parze, a to z serem, kładzione, racuchy itp. placki, naleśniki. Wolę jednak moje warzywa z kaszą, makaron ze szpinakiem i suszonymi pomidorami albo z pesto. Ludzie może mieli mniejszą nadwagę, ale dla mnie kluczem jest przede wszystkim ruch, nikt nie dramatyzował że ma przejść do pracy 2-3 km na nogach, mój tata prawie całe swoje życie po ciężkiej pracy na kopalni przychodził do domu na nogach. Ludzie nie mieli samochodów, a nawet jak mieli to i tak nikt nie wsadzał tyłka do auta aby podjechać do znajomych czy do pracy. Pamiętam moje wakacje na wsi i tam rower to była codzienność, normalny środek transportu, ludzie jeździli cały rok.

  • agazur57

    agazur57

    29 października 2021, 16:04

    Teraz jest problem z dodatkami do zywności i wszechobecnym plastikiem, który bardzo negatywnie działa na organizmy. Kiedyś był marny dostęp do lekarzy, teraz to się zmieniło, ludzie palili, pili, często nie mieli łazienek.

  • Milly40

    Milly40

    29 października 2021, 07:48

    Tylko dawniej ludzie przez to jedzenie doźywali max 70tki, a zgony już 40letnich wraków zdrowotnych to była norma. Dziś w swiecie (bo nie w Polsce niestety) srednia dlugość życia stopniowo się wydłuża, bo jednak ogólnie życie teraz jest duzo zdrowsze niż kiedyś. To są mity że kiedyś bylo lepiej, NIE BYŁO, było żywienie fatalne pod względem zdrowia i byly tego efekty w umieralności.

  • Kaliaaaaa

    Kaliaaaaa

    29 października 2021, 07:32

    Hehe kiedyś nie było lepiej było inaczej;) ale to normalne że ma się sentyment do czasów dzieciństwa /młodości....mnie wzruszają lata '90.... Spójrz na statystyki długości życia - w 1965 średnio ludzie dożywali 55,8 lat, w 2011 69,8(za Wiki, pewnie można dokładniej i dla Polski poszukać). Jasne w niektórych rodzinach geny były lepsze ale średnia to średnia. Jadło się mniej przetworzonego jedzenia to fakt. Ale i ludzie ciężej pracowali fizycznie(generalnie). Patrząc po starych zdjęciach jestem czasem zaskoczona jak szybko ludzie wyglądali staro. W miastach jadło się na pewno dużo cukru, owszem mięsa mniej bo go się kupić nie dało(moi rodzice i dziadkowie nabawili się nadwagi jak się wszystko w sklepach pojawiło, sami tak mówili że końcu mogli się najeść). Teraz więcej zależy od ludzi- wiedzą, udogodnienia, pełne półki ..wszystko jest dostępne...a wybieramy jak wybieramy:(

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.