Słyszałam kiedyś o czymś takim, jak dzień świni.
Czyli pilnowanie diety przez 6 dni
z możliwością szaleństwa dnia siódmego.
Jak podglądałam kilka pamiętników to też się z tym spotkałam tu na Vitalii.
I taki dzień miałam własnie wczoraj - I Komunia szwagierki.
Pozwoliłam sobie na słodycze, byłam ciągle najedzona...
Nie kontrolowałam ilości jedzenia.
Jedyny plus był taki, że wszystko było domowej roboty.
Rano waga pokazała 81,2 kg.
Oczywiście dostaliśmy też jedzonko na wynos i dziś dojadamy sałatki i mięsko.
Jeśli chodzi o ruch... to go wczoraj nie było...
Zjemy, co zdrowsze, w rozsądnych ilościach
i następny dzień świni będzie nieprędko - mam nadzieję :)
Nie mogę się doczekać siódemki z przodu,
ale z drugiej strony
sama podjęłam się długodystansowej drogi do idealnej wagi...
Dlatego samopoczucie dobre i się dniem świni nie przejmuję.
Bardziej boję się, że będę się za bardzo obijać i będę na wiecznej "diecie"...
Obserwujcie mnie więc i czasem szturchnijcie,
że stać mnie na więcej i nie mam się tak ociągać ;)
Herbata185
15 maja 2013, 09:15Niestety, to co jest nie za bardzo zdrowe i wysokokaloryczne jest najsmaczniejsze. Widocznie nie byłaś jeszcze gotowa, żeby odmówić biesiadowania przy stole. Jak schudniesz więcej pewnie tak się stanie. Ćwiczyć możesz w domu jak dziecko śpi. Dużo taniej niż na siłowni i nie tracisz czasu na dojazd. Dodatkowo nie dołuje widok zgrabnych lasek.
tuti83
13 maja 2013, 20:42:) pewnie że cię stać na więcej ale nie ma co się katować na takich imprezkach :) bez sensu by to było :) rozgrzeszona ;)