Haaj wam wszystkim. Lubię mówić o swojej motywacji, bo ona naprawdę napędza mój rytm i jest jednym z głównych czynników, czemu mi się udaję. Ona nadal trwa i mimo, że lekko przygasła jej zajebistość tak dalej się ją cieszę. Dzisiaj niecałe 3godzinki w aquaparku, ponad 50min rowerka i ponad dyszka z killerem. Więc ruch był. Rowerek jest już dla mnie taką pestką, formą relaksu. Coś czuję, że kilogramy nie spadają, a mój termin tuż tuż, zaledwie pare dni, ale optycznie naprawdę widzę pierwsze oznaki chudnięcia. Zaczęłam przyznawać sie najbliższym do tego, co wyprawiam, że zdrowy tryb życia. Wcześniej nie chciałam tego robić, bo przecież głupio gdybym zawiodła i zobaczyliby moją porażkę. Postanowiłam powiedzieć i powiem wam, że teraz chyba łatwiej jest sie wziąć za siebie i gorzej będzie się poddać. Poprosiłam mamę, żeby jak zobaczy, że się poddaje pomogła mi i przestała piec słodkie i zaprzestała kupować. Powiedziała, że nie ma problemu, to było jakby takie jasne dla niej, a dla mnie okazało się wielkim wsparciem. No ale na razie moją kuchnię zawitały oponki... których oczywiście nie zamierzam tykać, po za pachu wiem, że są dobre i tyle mi wystarczy ;*
UzaleznionaOdJedzenia
18 lutego 2013, 15:35szalejesz z tymi cwiczeniami :)
prettyfood
16 lutego 2013, 21:13dla mnie rowerek też już nie jest wyzwaniem, boje się że przestanie działać, a na nic innego nie mam ochoty :c
neees
16 lutego 2013, 21:04wsparcie ze strony rodziny jest ważne :> trzymaj się
chudazawszelkacene
16 lutego 2013, 20:53wytrwalosci !! :)