Kolejne dni uciekają jak szalone. Dietetycznie bywało różnie, zwłaszcza od czwartku do niedzieli. W czwartek i piątek jadłam niewiele, bo martwiłam się badaniami mojego malucha. W sobotę już odżyłam, ale mieliśmy z kolei gości, więc było trochę szykowania i gościnowania. Jednak starałam się nie obżerać i wybierać to, co zdrowe i niezbyt kaloryczne. Od niedzieli już wracamy na właściwe tory. W piątek wymierzę się dokładnie. Zobaczymy, czy cokolwiek zleciało. Spodziewam się spadku w biodrach, bo weszłam w moje ukochane niebieskie spodnie i udało mi się je zapiąć, co jeszcze dwa tygodnie temu było zupełnie niemożliwe. No, chyba że leżąc w szafce rozciągnęły się tak bardzo ;). Mąż codziennie się waży i ględzi, jeśli z dnia na dzień nic nie spada. Tłumaczę mu, że nie wolno ważyć się codziennie, ale niestety, on wie lepiej:P.
Dzisiejsze menu:
Śniadanie: kanapki z szynką, ogórkiem kiszonym i jajkiem sadzonym
II śniadanie: koktajl z ananasa i banan
Obiad: filet z kurczaka w sosie porowo-pieczarkowym
Przekąska: jogurt z dżemem i malinami
Kolacja: serek wiejski z dodatkami
angelisia69
10 sierpnia 2016, 12:16a myslalam ze to my baby takie niecierpliwe hihi,ale faceci i tak maja latwiej,szybciej im redukcja zazwyczaj idzie i wolniej tyja :P
adelka86
10 sierpnia 2016, 12:21No mój mąż ma nadzieję schudnąć prawie 10 kg w miesiąc ;). I zdziwiony, że ja planuję jednak kilka miesięcy dłużej się odchudzać ;)