No i znowu zaczynam... chociaż nie, nie... zaczęłam już w styczniu i z wagi 78,9 zeszłam do 72,9:) Ale teraz jest znacznie ciężej. Nie chcę szukać żadnych wymówek, ale moja sytuacja rodzinna nie sprzyja odchudzaniu. Mój kochany Tata jest bardzo ciężko chory. Stale tylko jest szpital i kolejne złe wyniki. To jakiś horror.
W tych ciężkich chwilach myślenie o diecie może wydać się nie którym niestosowne, nie na miejscu. Ale jest to mój swoisty rodzaj terapii, by nie zwariować. Muszę myśleć o czymś innym niż ten "pieprzony" rak.