Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
obżastwo...
19 sierpnia 2010
...już od dwóch dni przesadzam ze słodyczami. Ktoś w pracy postawił na stoliku miskę kruchych ciastek. Od tego się zaczęło. Nie potrafię przejść obok takich pyszności obojętnie :( A potem w domu: czekoladowe cukierki, wafle ryżowe z czekoladą, jakieś marchewkowe chipsy czy inny badziew, który udaje zdrową żywność... A o 23:00 zupa pomidorowa. Brawa dla mnie - nawet nie rozbolał mnie brzuch. Wręcz czułam się świetnie. Zero ograniczeń, czysta przyjemność.
Schudłam. Fajnie. Nie mam się w co ubrać... Mam jedne długie jeansy i jedne krótkie spodenki. Dwie sukienki, spódniczkę. Ze trzy t-shirty i... tyle. A... plus dwa komplety ciuchów do pracy, w których chodzę na przemian. Reszta ubrań wisi na mnie bezkształtnie, są co najmniej o dwa rozmiary za duże. Chciałabym oddać się radości buszowania po sklepach, kupowania ciuchów, w które wreszcie się mieszczę! Ale gdzie tam... Mama wyciągnęła maszynę do szycia i daje czadu :/
A ja chciałabym mieć coś nowego, fajnego, modnego. Wiadomo, że inne ubrania się kupuje w rozmiarze 44 czy 46, a inne w 40. Nawet po zwężeniu te pierwsze są obszerne i w żaden sposób nie podkreślają sylwetki.
A... i już słyszę to jęczenie mamy, że pierwsze zarobione pieniądze wydaję w sklepach z odzieżą, kiedy w szafach pełno.
Fajnie, że schudłam. Fajnie, fajnie...
Esthere
19 sierpnia 2010, 11:26Wiesz, lepiej mieć taki problem niż inny: otwierasz szafę, a tam nic nie pasuje, bo o dwa rozmiary jest za ciasne! Gratuluję sukcesu, pozdrowionka i trzymaj się!
Noellee
19 sierpnia 2010, 11:15Jeżeli masz własne pieniądze to nie przejmuj się jęczeniem mamy :) Na coś forsę musisz wydać. A po takim dużym spadku wagi kupowanie ciuchów w rozmiarze M to będzie czysta przyjemność dla Ciebie i jakaś nagroda w zamian za schudnięcie :)