Pamiętnik pacjenta Oddziału Chirurgii w Golubiu-Dobrzyniu.
8.00 poniedziałek 10.09.07
Wylazłam w końcu z wyra. Staram się nie denerwować. Wiem, że zdecydowałam sama o operacji i nie ma co robić sobie obciachu.
Jeszcze kąpiel, jeszcze z psiunem na spacerek. Tylko spokojnie. Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Skończyłam się pakować. Pamiętam by zabrać tylko niezbędne rzeczy. Będę miała do dyspozycji tylko małą szafkę i muszę się w niej jakoś pomieścić.
10.00
Wyszłam z domu po samochód bo garaż jest dość spory kawałek od mieszkania. Muszę jeszcze pojechać na badanie słuchu na które zarejestrowałam się wcześniej. Oj jak strasznie długo trzeba czekać. Rezygnuję. Wracam do mieszkania. Biorę listy do wysłania i dokument, które muszę jeszcze oddać do firmy oraz torbę z rzeczami potrzebnymi mi w szpitalu.
Szybko załatwiam sprawę na poczcie. Do pracy wpadam jak po ogień. Zostawiam dokumenty. Trudno mi się skupić. Jest już późno.
12.00
Parking przed szpitalem. Wchodzę na izbę przyjęć. Wita mnie bardzo miły chłopak. Za chwilę pielęgniarka bierze skierowanie i prosi bym się przebrała. Idę do łazienki. Jest mi ciężko. Czuję się jak by mnie przyjmowano do więzienia. Wszyscy są mili. Mierzą mi temperaturę i ciśnienie. Sympatyczny chłopak w białym fartuchu bierze moje torby i zawozi windą na oddział.
Zostawia mnie przed dyżurką pielęgniarek oddziału chirurgicznego. Zaraz podchodzi do mnie przesympatyczna pielęgniarka. Pokazuje mi cały oddział tzn. łazienkę, kuchnię, prysznic. Zaprowadza na salę i prosi bym wybrała sobie łóżko. Te pod oknem są już zajęte. Wybieram łóżko zaraz za drzwiami przy ścianie. Myślę, że będę miała tu spokój. W sali jest tylko jedna pacjentka. Szybko się zaprzyjaźniamy. Grażynka jest w moim wieku i też będzie miała taką samą operację. Rozmawiamy i jest bardzo sympatycznie.
Po jakimś czasie przychodzi ordynator i mówi, że jutro tylko jedna z nas będzie miała operację druga dopiero w środę. Szybko się wyrywam, że je chcę być pierwsza. Ok. Muszą jeszcze sprawdzić czy będzie dla mnie krew.
Cały dzień nic nie jem. Przynoszą mi na obiad talerz choć rzadkiej to pysznej zupy. Waham się. Każą zjeść bo później przez dwa dni nic nie dostanę. Na kolację tylko herbata i coś na przeczyszczenie. Prysznic. "M jak miłość". Próbujemy zasnąć. Ciągle się kręcimy. Jest nas tylko dwie reszta na przepustkach.
5.00 wtorek 11.09.07
Nie mogę już spać.
6.00
Rozdają termometry.
7.00
Biorę prysznic i przebieram się w specjalną koszulkę do operacji
7.30
Obchód. Już nie ma odwrotu.
8.00
Zastrzyk uspokajający tzw. "głupi Jasiu". Zasypiam.
To co dzieję się dalej pamiętam jak przez mgłę.
Budzą mnie pielęgniarki i pomagają położyć się na drugim łóżku. Macham jeszcze ręką do Grażynki na pożegnanie. Świat cały wiruje. Chyba wiozą mnie korytarzem. Znowu każą przenieść się na drugie łóżko. Coś mi podpinają do lewej ręki ?welfron? .Zielony kolor. Słodki dziwny smak w gardle. Jest mi wszystko jedno. Odpływam...
Czuję przez sen, że przerzucają mnie z jednego łóżka na drugie.
Jestem bezwładna. Nie wiem co się dzieje. Ktoś woła mnie po imieniu.
Nie mogę mówić. Mam jakąś straszną chrypę. Trudno mi się oddycha. Nie mogę złapać tchu. Próbuję to mówić. Podpinają mi tlen. Czuję się trochę lepiej. Czuję też ból. Boli brzuch i cała klatka piersiowa, plecy. Mogę łapać oddech tylko małymi łykami. Zasypiam i budzę się. Boli. Dostaję kroplówkę. Mam podpięty dren.
15.00
Jest moja mam i siostra. Pytam je o godzinę. Jestem zdziwiona myślałam, że to 13.00. Siostra zwilża mi usta wodą. Nie wolno mi pić. Na przemian budzę się i zasypiam. Czuję ból trochę podobny do ataków woreczka. Nie lubię leżeć na plecach ale nie mam wyjścia. Boli. Wymotuję. Boli. Chcę do łazienki. Pielęgniarki pomagają mi wstać i wejść na wózek. Zawożą do toalety. Jest mi słabo. Boli. Boli cała klatka piersiowa, brzuch, plecy. Muszę leżeć. Muszę to jakoś wytrzymać. Zauważyłam, że wszystkie łóżka są już zajęte. Jeszcze jedna kobieta na operację woreczka, dwie na tarczycę, młoda dziewczyna z bólem nerki i jeszcze jedna, która chudnie bez powodu ? waży tylko 42 kg. Wszystkie starają się mnie wspierać i pomagać. Chcę być dzielna. Ja wiem co czeka te dwie panie jutro. Nie chcę by się bały.
Noc. Muszę zasnąć. Boli. Budzę się i zasypiam. Niech już zacznie się rozwidniać.
5.00środa 12.09.07
Czemu ten czas tak wolno leci.
7.30
Obchód.
8.30
Sama idę do łazienki. Cudem wracam. Padam na łóżko i prawie tracę przytomność. Nie będzie dzisiaj ani jedzenia ni picia.
11.00
Zabierają mnie na wózku na USG. Jest ok. Przy okazji wykryto maleńki torbiel na jajniku. Zajmę się tym później jak wydobrzeje po operacji.
11.30
Kroplówka ? tak bardzo jej chciałam. Już nie chce mi się pić i jestem trochę silniejsza. Gdy nie mogę już leżeć przesiadam się na wózek bo nie bolą tak plecy. Wspieram koleżanki i widzę jak one są zabierane na operację. Żal mi ich.
Z każdą godziną czuję się lepiej ale i tak cierpię. Zaczynam też się złościć, że nie zdrowieję szybciej. Oglądamy telewizję. Czas wolno leci. Staramy się żartować ale nie możemy się śmiać bo bolą brzuchy. Nasze długie dreny zakończone torebką nazywamy psiakami lub torebkami. Staram się pomagać koleżankom, które są po operacji. Rozumiem je. Przechodzą to podobnie do mnie. Czujemy się oszukane przez te osoby, które mówiły, że to nic takiego. Mogły nie straszyć ale choć przyznać, że to boli. Znowu noc. Byle do rana.
6.00 czwartek 13.09.07
Mierzenie temperatury - jak zwykle.
7.30
Obchód.
8.00
Już nie mogę się doczekać wyciągnięcia drenu.
Co za ulga. Mogę wreszcie się choć trochę umyć i przebrać w czyste piżamy.
Jeszcze boli ale już dren nie uraża, mogę się nawet schylić.
8.30
Dostałam lekką zupkę - pycha. Mogę też pić ile się da. Muszę się przyznać, że nie czuje głodu ni pragnienia.
Spaceruję, oglądam telewizję, rozmawiamy z dziewczynami na temat diety ? nie jest tak źle. Mówimy też o bólu bo boli ale staramy się też żartować. Byle do jutra.
13.00
Obiad. Dostałam zupkę oraz ziemniaki z mięsem i marchewką. Zrezygnowałam z ziemniaków ale czuję, że i tak zjadałam zbyt wiele. Moje brzusio się skurczyło.
17.00
Kolacja. Jem tylko zupkę. Jest rzadka, ciepła i pyszna, Nie chcę chleba ? to zbyt wiele. Atmosfera jest wspaniała - trzymamy się dzielnie.
Znowu oglądanie telewizora, krótkie spacery. Byle do jutra. Wyjmują mi "welfron"
6.00 piątek 14.09.07
Mogę już przekręcać się na boki. Czuję się znacznie lepiej.
Brzuch jest mniej opuchnięty.
7.30
Obchód. Dzisiaj wracam do domku!
Boli ale już sobie poradzę.
12.00
Piotruś w pracy więc nie mógł mnie odebrać. Przyjechali rodzice. Jeszcze tylko duży bukiet róż dla doktora, który robił mi operację - zasłużył i dałam mu je ze szczerego serca. Pielęgniarki też zasłużyły na kawę.
...wiem, że bardzo się rozpisałam ale to i tak mało.
Nie mogę jednak napisać wszystkiego. Wierzcie mi ? nie było mi łatwo ? bolało. Jednak nie żałuję. Dobrze, że podjęłam tę decyzję. Boli ale da się wytrzymać.
Jeszcze wrócę w pamiętniku do pobytu w szpitalu.
Przyszedł tam też ksiądz ale o tym innym razem.
Odwiedzał mnie też Piotrek i dzwonił. Dzwonili rodzice, przyjaciele, koleżanki, koledzy i szef, który w tym samym czasie był w innym szpitalu z chorym ojcem - operacja też się udała i jego ojciec wraca do zdrowia.
I jeszcze jedno - gdy wróciłam do domu i zajrzałam do pamiętnika vitalijkowego - rozpłakałam się. Wpisy Piotra i Wasze...o...i znowu łzy lecą z oczu.
Nie umiem Wam powiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna, że Was mam. Nie znajduję słów. Tam, w szpitalu myślałam o Was i ...
Ok.
Starczy tego pisania.
Na 18.00 idę do kościoła, a później mam spotkanie z tajemniczym księdzem.
W odpowiednim czasie wszystko Wam wytłumaczę.
Postaram się też do Was pozaglądać.
Nie chcę Was stracić.
Jesteście dla mnie bardzo cenne.
I chce Byście o tym wiedziały!
abiks
27 maja 2008, 19:05<img src="http://images28.fotosik.pl/198/a8dee100d642b752.gif" border="0" alt="darmowy hosting obrazków"/> **
Aweko
15 września 2007, 13:56do Ciebie nie zaglądałm i żałuje że nie mogłam być z toba w tych chwilach.Cieszę sie że wracasz do zdrowia.Teraz będe trzymała kciuki za szybki powrót do zdrowia, bo przecież razem zaczynamy studia na takich samych kierunkach,tylko daleko od siebie ale zwasze mozemy dzielic sie przeżyciami.Pozdrawiam Ewa
luczka
15 września 2007, 06:48Teraz może być już tylko lepiej. Ja 10 dni po usunięciu woreczka (laparoskopowo) chodziłam po górach. Dietka nie jest taka zła, na pewno nie zaszkodzi. Ja byłam na diecie przez miesiąc, potem już zaczynałam jeść normalnie. Dla mnie najgorsze było niejedzenie świeżych warzyw i owoców. Powodzenia w dalszym zrzucaniu wagi. Pierwszy etap masz za sobą.
samotnica
15 września 2007, 05:52Zbieraj siły!!! I dbaj o siebie!!! My Cie z całego serca ściskamy i trzymamy za Ciebie kciuki pamiętaj!!!
kwiatuszek170466
14 września 2007, 23:10No fajnie że już jesteś i już masz to za sobą.tak mi ciebie szkoda ile ty musiałaś przeżyć to straszne.zobacz ile człowiek potrafi wytrzymać jak musi.Ale zobacz jaki też plus co do wagi już widzisz 9 z przodu już masz dwu cyferkę super.teraz to już pójdzie z górki.Teraz odpoczywaj i nabieraj siły .Miłej i bez bólu nocy ci życzę.PA Aniu!!
Inga2
14 września 2007, 22:15Super, że już po wszystkim. Nigdy w życiu nie miałam operacji, więc nie wiem jak to jest, podziwiam Ciebie, że się zdecydowałaś, ja kiedyś miałam mieć operowaną przegrodę nosową i w końcu zrezygnowałam, po 2 szczepionkach. Wracaj szybko do zdrowia, teraz już będzie tylko lepiej.
ROXANE
14 września 2007, 21:39No i po strachu, bylo minelo. Z kazdym dniem bedzie coraz lepiej, ale jedna dobra rada, sluchaj lekarza odnosnie diety to bardzo wazne. Po co narobic sobie problemow. Moj lekarz oberwal bure za to ze nie chcial dac mi do jedzenia kotlecikam, wyrzucilam z pokoju z hukiem , hiiiiiii( moglam sobie na to pozwolic bo to przyjaciel mego taty w ktorym sie szalenczo podkochiwalam) ale za to przyniosl mi lejacy kleik ryzowy z malenka iloscia soli, ale to bylo dla mnie pyszne.A teraz bez anegdot, sluchaj lekarza i dbaj o dietke a wszystko bedzie sie slicznie goic , Pozdrawiam milutko i zycze szybkiego powrotu to pelnego zdrowia,Viola