Ehhhh, cóż mogę napisać....ostatnio było ze mną bardzo źle....kiedy pisałam poprzedni wpis ryczałam wniebogłosy;/ juz nie wytrzymałam, nie radzę sobie z moją chorobą...tak w końcu trzeba nazwać rzeczy po imieniu- jestem chora, fakt nie mam anoreksji, nie mam bulimii, nie mam kopulsów ale jestem chora. Może nie ma jakiejś konkretnej nazwy na moją przypadłość ale jest to choroba psychiki, to jest obsesja....Nie wiem może mam to nazywać "powikłaniami po zaburzeniach odżywiania", bo przecież anoreksje i kompulsy moge już odhaczyć jako "przebyte" choroby:/. Myślałam że wyszłam już z tego bagna, bo przecież udało mi się wyjsć z anoreksji z kompulsów.....ale teraz jest równie ciężko.
A co takiego stało się 2 dni temu? Już od samego rana czułam się źle, ciężko, czulam się gruba i napuchnięta, sięgnełam po centymetr i zaczełam się mierzyć....w talii, udzie, łydce i biodrach zobaczyłam dodatkowe centymetry których nie było poprzedniego dnia....i o co chodzi? Znowu się zaczyna to co kiedyś? znowu bez powodu puchnę? Za taki wysiłek, taki trud.....bo komu chciałoby się wstawać o 6-7 rano w wakacje po to zeby ćwiczyć....staram się i ciężko pracuje na każdy stracony cm/kg, a tu nagle okazuje się że z dnia na dzień jestem większa o kilka cm.....to mnie strasznie podłamało. Poszłam cwiczyć ale miałam straszny humor, zjadłam śniadanie, 2 śniadanie, potem coś na kształt obiadu, chociaż nie wiem czy moge ten posiłek nazwać obiadem. Cały dzień byłam sama w domu, mama miała przyjść ok. 18 z pracy i miałam nadzieje że kupi coś po drodze, bo warto zauwazyć że ostatnio w moim domu lodówka świeci pustkami, nie ma mleka, jajek, chleb zeschnięty, zero ogórków, pomidorów, marchewek...także szczerze mówiąc nie ma co zjesć....Poszłam na zakupy ciuchowe, wróciłam do domu, mama już była, i okazało się że ona odgrzała sobie jakąś tam swoją tłustą zupkę, a ja kompletnie nie miałam co zjeść. I tutaj miałam kolejny powód do nerwów...... Potem napisała do mnie przyjaciółka...a raczej dawna przyjaciółka bo odizolowałam się od niej i innych znajomych dzięki "diecie".....ma domek letniskowy, niedaleko jeziorko, pogoda idealna więc pojawił się pomysł na 1-2 dni za miastem, miała jechać cała nasza paczka, miała być grill, imprezowanie, wspominanie starych czasów...poprostu dobra zabawa. Przecież nie mam nic do roboty, nie mam pracy więc mogłabym jechać.....ale odmówiłam;/ wymyśliłam coś na poczekaniu i odmówiłam....Bo moja chora psychika od razu zaczeła analizowanie.....2 dni za miastem to 2 dni bez ćwiczeń, do tego grill czyli mnóstwo kalorii, zapewne alkohol czyli kolejne mnóstwo kalorii, nie mówiąc już o braku możliwości rozłożenia posiłków godzinowo...z resztą jakich posiłków? Co miałabym jeść, przecież nie zabiore swojego żarcia.....Zsumowałam wszystkie za i przeciw, oczywiście wyszły mi same argumenty "przeciw", i ani jedneg "za", dlatego stwierdziłam że nie mogę jechać......Kolejnego dnia inna koleżanka wyciągała mnie na lody....no ale przecież to nierealne samo w sobie...ja i lody??? O nie! napewno nie!, w międzyczasie inna koleżanka napisała o imprezie w klubie wieczorem.......i od razu moja analiza- wieczorem czyli będe po kolacji, będzie alkohol czyli kalorie, o nieee! przecież nie jestem w stanie sobie tego teraz wliczyć w bilans..jest za późno...może gdybym wiedziala wcześniej....
I tak właśnie wygląda moje życie.....obowiązkowo pomiary centymetrem po kilka razy dziennie, przeglądanie się w lustrze i oglądanie masywnych ud z każdej strony...
Tak bardzo tęsknie do czasów 1 liceum....kiedy jadłam spontanicznie, może nie miałam figury modelki, ale byłam poprostu szczupla, jadłam kiedy byłam głodna, obiady zawsze z rodziną, zawsze to co gotowała moja mama, chodziłam na imprezy i nie liczyłam kalorii każdego grama alkoholu, czy jakiejś przekąski, poprostu szłam i dobrze się bawiłam....Dlaczego teraz nie potrafie korzystać z życia? Nie potrafie wyjść ze znajomymi na piwo czy na lody bo boje się że przytyje.
Inna kwestia...nadal nie mam misiączki..już 2 misiące....boje się że znowu zaczne tyć bez powodu....ale nie chce brać tabletek, tak bardzo się ich boje...;/
Do tego wszystkiego dochodzi moja kochana mamusia....ostatnio było między nami lepiej, ale teraz znowu się pogorszyło bo ona na każdym kroku krytykuje to jak wyglądam, że jestem za chuda i za dużo ćwiczę...fakt teraz do każdego kazania i wyrzutu dodaje jeszcze że się martwi żebym nie wpadła w anoreksje...ale to nie zmienia faktu że strasznie mnie męczy, ciągle mówi żebym się przejrzała w lusterku itd. Ugotowała mi wczoraj zupe...ale szczerze mówiąc boje się ją jeść- śmiem podejrzewać że mimo zapewnień że są tam same warzywka, mama jednak coś tam dodala bo zapewne chce mnie na siłe utuczyć;/ poza tym zauwazyłam że ostatnio celowo stara mi się przeszkodzić w ćwiczeniach....np. dzisiaj- wstałam rano, zjadłam sniadanie i poszlam ćwiczyć, pokręciąłm godzine hula hopem po czym wstała mama i poszła sobie robić śniadanie, i mimo tego że wiedziała że godzine wcześniej jadłam zaczeła mnie wołać na "sniadanie", albo wczoraj, ćwiczyłam a mama akurat wtedy przychodzi i mówi że zrobiła mi kawe, i usilnie mnie na nią woła, tak że ja jestem zmuszona przerwać albo skrócić ćwiczenia i takich sytuacji jest ostatnio coraz więcej.
Ja już nie wiem co mam robić, nie chce takego życia, nie chce wiecznego izolowania się w domu, ale z drugiej strony boje się zmian, bo boje się że strace kontrole, że przytyje... a przecież tyle mnie kosztuje utrzymanie wagi....
Na własne życzenie odizolowałam się od znajomych....bo teraz przy każdej propozycji jakiejś imprezy/ wyjścia/ spotkania moją reakcją nie jest "o super, spotkam się ze znajmomymi będzie fajnie, to trzeba pomyśleć o której godz. wyjde z domu, trzeba zerknąć do szafy i zobaczyć w co się ubiorę..itd", a automatyczną reakcją jest natychmiastowe szukanie wymówki i wykrętu żebym tylko nie musiała iść.....
Napiszecie "psycholog"..ale czy on coś zmieni? czy powie mi cos czego nie wiem?, ja wiem że powinnam zmienić swoje życie, ale boje się tych zmian, boje się że stracę kontrolę....poza tym psycholog zapewne sporo kosztuje i to na starcie go eliminuje w obecnej sytuacji
Jeśli ktoś dotrwał do tego momentu to chwała mu za to;)
Wrzuce jeszcze tylko jadlospisy z ostatnch dni i spadam:)
4.07.202 środa
śniadanie
1,5 kromki żytniej + serek "Bieluch"- 275kcal
ćw: -2h 15min rowerek stacjonarny
-15min rozciąganie
II śniadanie
owsianka- 420kcal
ćw: -1h bieżnia
-20min rozciąganie
obiad
szprot w pomidorach, 2 kromki chleba żytniego, 2 wafle ryżowe zwykłe+ 2 wafle ryż. paprykowe, wędlina drobiowa, ogórek, jabłko, odrobina ketchupu do chleba- 640kcal
podwieczorek
serek wiejski, kromka chleba żytniego, marchewka- 236kcal
ćw: -1h10min hula hop
-5min rozciąganie
kolacja
2 jajka na twardo, ogórek, ketchup- 215kcal
RAZEM: 1786kcal
5.07.2012 czwartek
śniadanie
kromka+ piętka chleba żytniego z ogórkiem i ketchupem- 175kcal
ćw: -2h rowerek stacjonarny
-1h hula hop
-20min rozciaganie
II śniadanie
owsianka na śmietankowym budyniu, ogórek- 410kcal
ćw: -40min billy blanks
III śniadanie
2 kromki żytnie, jogurt naturalny (320g), pół paprykowego wafla ryżowego- 370kcal
obiad
ziemniaki(310g), mizeria- 340kcal
kolacja
4 wafle ryżowe, serek wiejski, jajko na twardo- 360 kcal
RAZEM: 1655kcal
6.07.2012 piątek
śniadanie
duża kanapka z kromki żytniej, z wędliną drobiową, ogórkiem i ketchupem- 165kcal
ćw: -1h hula hop
-2h 10min rowerek stacjonarny
-15min rozciąganie
II śniadanie
owsianka na budyniu śmietankowym, 2 wafle ryżowe, ogórek, pomidor- 520kcal
ćw: -1h bieżnia
- 20min rozciąganie
"obiad"
3 wafle ryżowez wędliną drobiową, serkiem wiejskim (200g), ogorkami, pomidorem, i ketchupem + deserek z jogurtu naturalnego ( 200g jogurtu nat. + łyżeczka żelatyny+ pół łyżeczki kakao+ slodzik- i do lodówki:))- 495kcal
podwieczorek
kromka chleba żytniego z jajkiem na twardo i ketchupem, 2 marchewki, deser jogurtowy (200g jog. nat., łyżeczka żelatyny, kilka tabletek słodziku--pomieszane i zamrożone:) + jogobella light)- 405kcal
kolacja
szklanka mleka 3,2%, marchewka, 2 wafle ryżowe- 225kcal
RAZEM: 1810kcal
nixie
8 lipca 2012, 17:18odp. ja myślę ze balsam to tylko substancja wspomagająca. najważniejszy jest porządny masaż. ja go robię przed smarowaniem. najpierw masuje masażerem i ugniatam rekami te najgrubsze miejsca ud,i dokładnie wsmarowuje balsam. 2x dziennie. + wieczorem pod prysznicem jeszcze myje ostrą gąbką i później lepiej się wchłania. pozdrawiam i życzę dużo uśmiechu i samoakceptacji. 3-maj sie!!
malenstwo6
6 lipca 2012, 22:05mi mówiłaś że nie masz koleżanek, źle zrobiłaś że nie poszłaś i ciągle odmawiasz, nie lubisz tej koleżanki? nikt na siłe jedzenia do buzi ci nie wepchnie. poza tym jakbyś czasem coś zjadła czy się napiła piwa (a to nie planowane) to nie przytyjesz. żeby przytyc to tzreba duzo czasu , tak samo jak schudnąć ( ja to mówię na własnym przypadku, długo tyłam w kompulsach i obzarstwach nie wiem jak to nazwać). miałaś anoreksje i bulimie? ;\ jak ja mało jadłam to moja matka też mi ciągle coś proponowała do jedzenia albo przynosiła do pokoju. i ja kiedys tez ćwiczyłam tylko że coś po 2 godziny, wstawałam rano i ćwiczyłam, teraz jak patrzę wstecz to siebie pytam : dlaczego teraz tak nie mogę, przeciez ćwiczenia są fajne, rzeźbia ciało, usuwaja cellulit;). mi tez matka mówiła ciagle że mam anoreksje i w ogóle codziennie słyszałam jaka to chuda jestem i paskudna. ona zaczeła mi dawać pieniądze do sklepu "żebym poszła sobie coś kupic" (ale już sie nie będe rozpisywac tych histori z matka, wiem że to moja wina że tak przytyłam). matki juz takie są że pchają jedzenie, instynkt macierzyński? mierzysz się codziennie? to nie dobrze, nie przejmuj się tak tym, nie tyje sie od razu, przeciez dużo ćwiczysz , masz szybką przemiane materii, a te dodatkowe cm to pewnie mięśnie ci urosły? skąd masz bierznie w domu i rowerek stacjonarny? tez bym chciała, ile to kosztuje?
Kenzo1976
6 lipca 2012, 21:51Psycholog poprowdzi psychoterapie,jak tak dalej bedziesz miala,to skorzystaj z jego pomocy,bo po tym co przeczytalam,jestem mocno zaniepokojona toba ,mam wrazenie ,ze ty i tak masz w nosie co ci pisze ...juz nie raz sie staraam ci pomoc,ale czy ty chcesz pomocy ? Coz,trzymaj sie i obys nie zmarnowala swoich mlodych lat,zycie czeka ,tylko ty odwaz sie i zaszalej,caluski,pa ;)
MyHealthyDiet
6 lipca 2012, 21:49znam te obsesje. okropieństwo.. a płytka daje taki wycisk, że to jest szok. :D
chocolate14
6 lipca 2012, 21:27i 3maj mocno , żebym znowu nie poległa głosowi , ktory ciągle mowi '' NIEJEDZ. ''
olik123a
6 lipca 2012, 19:29ja dotrwałam do koca i miałam wrażenie ze czytam o sobie- też nigdzie nie wychodze z tych samych przczyczyn co y;/ jedyne co udało mi się zmienić to to że nie amm obsesji na punkcie ćwiczeń, wiem to strasznie męczace, ja miałam często jyż tak że cholernie nie chciało mi się cwiczyc ale cos mi nie pozwalało nie ćwiczyć po prostu musiałam to zrobic chocby na siłe- to jest straszna męka
Julia15
6 lipca 2012, 19:08Skoro jeszcze Cię zapraszają, to znaczy, że nie jest tak źle. Będzie dobrze, nasepnym razem bez zastanowienia zgódź się. Wierzę w Ciebie, dasz radę ;*