Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień zdecydowanie zaliczam do udanych :) Sporo chodziłam (prawie 13.000 kroków), bo w przerwie między zajęciami zamiast siedzieć bezczynnie w bibliotece, postanowiłam pojechać do domu i wrócić na 18:00. W ten sposób dwa razy (niecałe, bo niestety musiałam kawałek podjechać tramwajem, żeby zdążyć na pociąg) przeszłam swoją codzienną trasę - teraz tak będzie co wtorek! ^^
Wczoraj wieczorem zrobiłam boczki z Tiffany i miałam taką ochotę na ćwiczenia jak nigdy :D Okazało się jednak, że w swoim brzuszkowym wyzwaniu miałam mieć dzień przerwy (ale tego dnia robiłam inne ćwiczenia na brzuch ;)), o czym kompletnie nie wiedziałam i w ten sposób dzień skończył się na boczkach. A ja bym mogła jeszcze i jeszcze i jeszcze... Teraz też. Co prawda przez ten skok wagi czuję się wybitnie nieatrakcyjna (poważnie, siadło mi na psychę), ale mam taki zapał do ćwiczeń i w ogóle aktywności fizycznej, że klękajcie narody. Dziś oprócz spaceru będą więc ćwiczenia na ręce, boczki i 5. dzień wyzwania brzuszkowego (tylko tyle, bo późno jest, a muszę dokończyć referat na jutro rano).
Dobra, lecimy z fotomenu:
Śniadanie: owsianka malinowo-gruszkowo-jogurtowa z suszoną żurawiną i nasionami chia, które to niby mają być takie cudowne. Pożyjemy, zobaczymy ;) Nie powiem, śniadanko było niezłe ;)
II śniadanie: 1/2 jabłka, 1 marchewka, cieciorkowe orzeszki ^^
Obiad: znowu kasza jaglana (mam jeszcze na jutro ;)), tym razem w nieco innym wydaniu. Zrobiłam taką niby jajecznicę - jajko i kasza, a kiedy się porządnie ścięło, dorzuciłam wszelkiem maści warzywa: cieciorkę (a jakże!), oliwki, paprykę, kukurydzę i marchewkę. Do tego 3 wege-kotlety z mojego przepisu, 3 kulki mozarelli i kilka listków jarmużu chyba i czegoś tam jeszcze ;) Niebo w gębie! ^^ Aż zgłodniałam znowu :)
A tu jeszcze wersja z ketchupem i odrobiną grana padano :)
Podwieczorek (w pociągu): 1 jabłko i 3 małe kolorowe papryczki :)
Kolacja: 500 ml soku z marchwii (na uczelni, ale zdjęcie zrobiłam już w domu, bo by na mnie patrzyli jak na idiotkę ;)
Aha, jeszcze jedno: jako że ciągle dostaję zaproszenia od osób ewidentnie nieczytających moich wpisów do końca, na początku każdego kolejnego posta będę dodawała coś w rodzaju "Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad, blablabla...". Czyli to, co jest napisane w sekcji "o mnie", ale czego większości tutaj nie chce się czytać. Bo nie dociera inaczej, a mam dość ciągłego odrzucania zaproszeń. To już lepiej niech nikt nie wysyła.
Te z Was, które czytają mnie regularnie (dziękuję! :*), mogą po prostu przeskakiwać od razu do początku posta, szybko się przyzwyczaicie :) Wiem, że temat jest nudny do obrzygania, ale nie wiem, dlaczego niektórzy mają problemy z logicznym myśleniem... Więc tłumaczę łopatologicznie.
Tymczasem lecę pisać referat, bo nie jestem nawet w połowie... :)
Trzymajcie się cieplutko! :*
Ula
winter_beats
13 maja 2014, 21:47widziałam tą Twoją dzisiejszą aktywność, szacunek :D może to też rozwiązanie, takie pisanie na początku wpisu... kurcze, też chciałam za jakiś czas robić to wyzwanie na brzuch, wydawało mi się na początku dość łatwe, a jednak tak daje w kość. to znaczy, że będą efekty :D fajnie, że tak Ci się chce ćwiczyć, trzeba wykorzystywać takie momenty :)
UlaSB
14 maja 2014, 07:21No bo nie wiem, co innego zrobić, żeby ciągle się z tym nie bawić... :) Wyzwanie jest trudne, to fakt, ale o dziwo największe problemy mam z podnoszeniem i opuszczaniem nóg, a nie z brzuszkami. Mam strasznie słabe mięśnie, koszmarnie wręcz... Ale jadę dalej :)
winter_beats
14 maja 2014, 11:19uwierz, że ja też byłam na początku przerażona stanem swoich mięśni, jak zaczęłam robić Mel B abs, ale za każdym razem widzę, że jest lepiej. niesamowite, jak nawet krótko powtarzana aktywność poprawia nam siłę mięśni. to wyzwanie będzie warte całego trudu, zobaczysz :)