Tak ,tak to mocno już wyświechtany cytat z Shopenhauera. Jednak przyznać trzeba ,że naprawde trafia w punkt i tyle :)) W łikend był moich przygotowań do półmaratony dalszy ciąg. Nowy był dystans ,czyli przesunięcie mojej granicy wytrzymałości o kolejny kilometr. Urządzenia troszkę się kłóciły ,mieliśmy bowiem razem ze sobą 2 smartfony i 2 garminy. Średni uzyskany dystans z 4 urządzeń to 17,2 km choć mój pokazał 17,4 km. Ale mniejsza z tym ,nie ma sensu się rozwodzić nad 200 metrami. To było moje drugie długie wybieganie ,i zecydowanie za drugim razem poszło znacznie lepiej. Zarówno w trakcie biegu jak i po. A dodam ,że mąż mojej siostry biegaczki przeciagnął nas po okoliczych lasach. Pogoda była piękna ,okoliczności przyrody także ,ale były też momentami mordercze podbiegi i przeurocze piaszczyste dróżki - a jak dla mnie bieg po suchym piasku jest chyba gorszy nawet niż podbiegi. Niemniej jednak było to cudownie spędzone niedzielne przedpołudnie. Nie mogę powiedzieć ,że z luzikiem przebyłam ta trasę ,ale ją przebyłam. Oczywiście wiem ,że dam sobie radę na półmaratonie - czytaj jestem w stanie dobiec do mety :) Ale wiem też ,że to dla mnie będzie duży wyczyn i spory wysiłek. I kręci mnie to :))) Bilans tego łikendu to przebyte 27 km - to oczywiscie bieg plus spacery z psem. Jestem naładowana wiosną i już się niecierpliwię na kolejne treningi. A wczoraj było tak :)
Dobra dość o bieganiu. Ostatnio przeszukiwałam zakamarki w mieszkanku w poszukiwaniu starych zdjęć z okresu kiedy jeszcze byłam szczupła. I w zasadzie taka mega szczupła to ja byłam do pierwszego roku studiów ,potem to już jakoś się zaczęło zmieniać. W zasadzie to jak wyglądam teraz bardzo niewiele różni się od tego jak wyglądałam już pod koniec studiów. Jak sobie przypominam swoją wagę ,to ja w zasadzie zawsze wazyłam tyle co waże teraz - zawsze w sensie od kąd pamiętam. Patrząc na zdjęcia to taka mega leseczką ta ja byłam przez okres liceum i tyle. Krew mnie zalewa na myśl ,że ja w tedy myślałam że jestem jednak z tych grubszych dziwczyn - tylko dla tego ,że w przeciwieństwie do moich koleżanek miałam biodra i piersi. No masakra jakaś. I właśnie jak tak sobie siebie oglądałam ,to sobie przyżekłam że nigdy juz taka głupia nie będę. W sensie ,że teraz jeszcze nie jestem na 100% zadowolona z tego jak wygląda moje ciało ,ale zdecydowanie jest już piękne. Bardzo daleko odeszłam od tragedii do której doprowadziłam niestety ja sama ,czyli do wagi 90 kg. Ale już to prawie całkowicie naprawiłam i nie mogę dopuścić już nigdy do tego że nie będę się czuła pięknie w swoim ciele. Bo tak po części to właśnie pielegnowanie w sobie niezadowolenia z własnego ciała doprowadziło mnie do otyłości. Dla mnie jedzenie stało się w pewnym momencie najnormalniejszym nałogiem ,bodźcem który sprawia przyjemność i pozwala całkowicie zapomnieć o tym czego nie akceptuję. Na koniec takie małe porównanie z dwóch imprez firmowych. Po lewej nowa ja...po prawej stara ja (choć w latach wygląda to inaczej :)))
Jutro wam wrzucę coś bardziesz szokującego. Z tej samej imprezy "po prawej" stronie mam zdjęcie z wieczornych baletów. W sukience ,w której wydawało mi sie że wyglądam świetnie. Ale poczekajmy do jutra ,bo muszę zrobić dziś zdjęcie porónawcze w tej sukience :)
Trzymajcie się i nie puszczajcie! To my same stanowimy o sobie ,więc nie widzę powodów żeby właśnie od dziś na nowo postanowić mieć piekne zdrowe ciało!
A na koniec kulinarna inspiracja. Ja się zakochałam w tym daniu ,po części można powiedzieć na nowo. Danie prozaiczne - krem brokułowy ,ale podany z jajkiem w koszulce. I powiem wam jedno - jeśli ja dałam rady to zrobić to każdy da radę (bardziej mam na myśli jajko w koszulce oczywiście niż krem z brokułowy :))
A tu Pascal Wam opowie jak zrobic to jajko: http://kuchnialidla.pl/blog/Jajko-w-koszulce Jest wyśmienite ,a sposób w jaki jego smak łączy się z kremem z brokułowym jest po prostu ...mistyczny :)
tulipannaa
10 marca 2014, 08:41świetna zmiana:) myślę ,że z biegiem czasu a raczej bieganie pojawi się jeszcze jedno zdjęcie porównawcze:) I to też jest fajne w bieganiu długodystansowym ,że pomaga ono troszkę poukładać w głowie:) powodzenia na półmaratonie- nie taki diabeł straszny jak go malują!:)
natalie.ewelina
10 marca 2014, 08:36wooooooow...i jwszcze raz woooooooow...