I tutaj sprawa się komplikuje bo prostej reguły najzwyczajniej nie ma. Wszystko tak naprawdę jest kwestią nawyku, a od każdego nawyku można się odzwyczaić. Oto 5 sposobów, które podziałały w moim przypadku:
1. Ograniczam produkt do spożywania go 1-2 razy w tygodniu. Kto czytał moje wcześniejsze wpisy wie że mówię przede wszystkim o słodyczach (ale również żółtym serze - mojej miłości z dzieciństwa;-)). Od małego mam do nich słabość (zresztą kto nie ma), więc chcąc zgubić kilka kilogramów miałam do wyboru - albo jeść je codziennie i zrezygnować z innych wartościowych produktów aby utrzymać ujemny bilans energii, albo zrezygnować całkiem (co jednak byłoby zbyt ryzykiem ujawnienia się reguły "rzeczy zakazane kuszą ze zwielokrotnioną mocą"), albo uwzględnić je w swoim menu tak żeby za bardzo nie odczuwać ich braku ale też w takich ilościach aby nie wpływały na zbytnio na jakość codziennego jadłospisu. Na mnie działa to świetnie, stojąc w sklepie w dzień bezsłodyczowy i patrząc z ogromną ochotą na czekoladę z nadzieniem kokosowym myślę sobie "przecież zjem za 3 dni". I wiecie co? 3 dni bardzo szybko mijają :-)
2. Zanim wezmę coś do ręki w sklepie myślę sobie "czy naprawdę jest mi to potrzebne?". Jak każdy normalny człowiek miewam czasem niekontrolowaną ochotę na coś super niezdrowego. Ostatnio robiąc zakupy stanęłam przed półką z chipsami i pomyślałam jak dawno nie jadłam tego słonego, tłuściutkiego wynalazku... Wstyd mi, ale pociekła mi ślinka na myśl że mogłabym wieczorem zasiąść przy ulubionym serialu z tą cudowną paczuszką chrupiącego smakołyku. Chwyciłam ją bez namysłu i nagle mnie uderzyło. Paczka ma 500 kcal. Ja jestem już po kolacji, więc 500 kcal zjadłabym bonusowo. Zaraz zaraz... jutro mam dostać okres, więc po zjedzeniu takiej ilości soli będę czuła się jak balon... a żeby spalić 500 kcal musiałabym chyba z 3 razy zrobić cardio mel b ewentualnie przejść 5km. Na koniec w mojej głowie pojawił się taki obrazek, z tym że ta osoba miała moją twarz:
Paczka wylądowała z powrotem na półce z prędkością światła. Wiem że to może wydawać się śmieszne, ale naprawdę skutecznie działa!
3. Zanim wezmę dokładkę myślę sobie "po co?". Ostatnio jadłam w domu rodzinnym naprawdę pyszne ciasto. Już miałam zgodzić się na dokładkę, ale pomyślałam sobie "w jakim celu?". Wiem już przecież jak smakuje, kolejny kawałek na dobrą sprawę nie zmieni niczego, poza moim odczuciem że znów coś oddala mnie od mojego celu. No i oczywiście przejedzeniem, wzdętym brzuchem... Nie dziękuje.
4. Kiedy nie mam już siły ćwiczyć wyobrażam sobie jak chciałabym żeby wyglądało moje ciało. Nauczył mnie tego pan z treningu "8 minute buns". I nagle okazuje się, że jednak jestem w stanie wykonać całą serię do końca, bo myśl o posiadaniu takiego tyłka jednak zawsze wygrywa:
5. Kiedy ochota na coś niezdrowego jest tak silna że wiem że nie dam rady jej pokonać wybieram "najzdrowsze wśród niezdrowych". Wrócę znów do sytuacji z chipsami. Stwierdzam, że jednak mimo wszystko potrzebuję zjeść coś słonego, więc wybieram coś co jest małe, ma niewiele kalorii i wnosi jakieś wartości odżywcze. Ostatnio schrupałam chipsy popcornowe "Pop cool chips". W paczce 60g mają 244 kcal i 4,2g tłuszczu, więc jak na chipsy nie tak tragicznie. Do tego nie są bardzo mocno solone i nie zawierają glutaminianu sodu. Przypominają mi trochę małe, mocno przyprawione wafle ryżowe. Nawet mają trochę błonnika i witamin z gr. B, więc SPORADYCZNE zjedzenie takiej paczuszki to "mniejsze zło" ;-)
A Wy jakie macie słabości i jak sobie z nimi radzicie?
Na koniec dodam że z okazji połowy miesiąca zrobiłam wczoraj jednak ćwiczeniowy REST DAY (poza wyzwaniem przysiadowym żeby nie zaburzać grafiku). Przyznam szczerze, że moje pośladki są trochę obolałe, głównie z powodu tych przysiadów (wczoraj było ich już aż 140!). Na chwilę obecną mogę stwierdzić, że największe efekty czuję właśnie po tyłku. Nigdy jeszcze nie był tak twardy, normalnie aż mam wrażenie jakby nie był mój :-D
AMORKA.dorota
16 grudnia 2013, 20:17a moim są chipsy, niestety cholerstwo mnie kusi niesamowicie....
datuna
16 grudnia 2013, 19:47Z moim ukochanym masłem prawdziwym radzę sobie tak, że.... nie kupuję go :) za często. Słodycze to się idzie odzwyczaić, tydzień, dwa i już nie ciągnie. Nie jestem taka restrykcyjna, jak spotkanie z psiapsiółkami mam, jem ciasta itd razem z nimi, ale np obiad mniejszy. co ciekawe, wtedy pot akich zachowaniach zwykle mi lecą cm, ale to może po rpostu duże dawki treningów co je sobie ostatnio serwuję :) Bardzo dobre porady na odwyk od niezdrowych kuszących produktow ;) pozdrawiam!
anya000
16 grudnia 2013, 19:27U mnie paluszki no masakra jakas kto to cholerstwo wymyslil????
inesiaa
16 grudnia 2013, 18:47No i brawo za cwiczenia na pupe:) jeszcze troche i orzeszki bedziedz nia zgniatac;))))
inesiaa
16 grudnia 2013, 18:46Ja mam problem z zakupami, wkladam czasami bezmyslnie do koszyka produkty, ktore tak naprawde nie sa mi potrzebne albo sa niewskazane w diecie, jednym slowem potrafilam wydac majatek na zakupy jedzeniowe no i potem trzeba to wszystko zjesc i d...a rosnie...teraz stosuje dwie stare jak swiat metody, najpierw ustalam menu na tydzien potem zapisuje i trzymam sie tej listy i nigdy, przenigdy nie wchodze do sklepu glodna bo zawsze konczy sie to glupimi pomyslami;)
swistalia
16 grudnia 2013, 18:01Ja jeżeli czegoś nie kupie w sklepie (a dosyc latwo jest mi sie powstrzymac) to potem nie mam juz na to ochoty i nie ma problemu. Gorzej jak juz cos jest moje, ostatnio dostalam tonę slodyczy i mam z tym spory problem niestety. Gratuluje w kwestii tyłkowych zmian ;)