Dni uciekają mi w strasznym tempie. Tak dużo czasu na głupoty, tak mało na obowiązki.
Pora zmienić ten stan rzeczy.
Dietowo średnio. Bo jak utrzymać dietę gdy umawiasz się ze znajomymi na piwo, a później odwiedzasz ich w domu i serwują ci sytą kolację??
Jest parę możliwości:
a) zdrapuję panierkę z kotleta na oczach wszystkich
b) wyjmuję chusteczkę i odsączam go z tłuszczu
c) mówię, że nie jem "takich rzeczy" i z wołającym o jedzenie żołądkiem przyglądam się jak robią to inni.
NIE NIE NIE Zjadłam tego kotleta i wypiłam 2 piwa. Popełniłam dwa dietowe przestępstwa!
Bo jak tu trzymać dietę gdy umawiasz się ze znajomymi...?
Bo jak tu trzymać dietę gdy umawiasz się ze znajomymi...?
Powinnam teraz napisać, że jestem głupia, beznadziejna, słaba, szybko się poddaje, jem śmieci, będę śmieciem, nie wybaczę sobie tego, umrę przez kotleta!!
NIE NIE NIE
Ja napiszę, że: jestem wspaniała, wesoła, śmieszna, oryginalna, miła, otwarta, kreatywna...!
No i zjadłam tego kotleta, jest w moim żołądku, strawi się i zniknie. Coś się we mnie przez to zmienia?? Już nie jestem wesoła, śmieszna, kreatywna??
Dlaczego tak wiele z nas karze siebie za zjedzenie czegoś???
I jest nowy dzień. Początek tygodnia. Wstaję rano i jem moje ulubione śniadanie. Wracam do swojej zdrowej diety. Nawet jakbym wczoraj zjadła kilogram tych kotletów, niczego by to we mnie nie zmieniło. Nabawiłabym się może tylko niestrawności. A z nowym dniem kontynuowała moją dietę. Waga nawet by tego nie odczuła.
Nie karzcie się za chwilę słabości! Dieta ma być stylem życia. Nie ukniemy sytuacji, w których będziemy musieli zjeść coś niezdrowego! A jedzenie 100% zdrowo też do końca nie jest takie zdrowe. Szczególnie dla naszej psychiki.
A co robię gdy w domu na obiad zrobią panierowane, smażone kotlety, za którymi wcale nie przepadam, ale od czasu do czasu zjem gdy nie mam innej możliwości?
Smażę sobie w zastępstwie 2 jajka :)
A co robię gdy w domu na obiad zrobią smażone na oleju z białej mąki naleśniki??
JEM ZE SMAKIEM!! <3
I idę ćwiczyć.
mrscharlottee
8 kwietnia 2013, 20:33jasne, katować się nie można :) każdy ma prawo do małej przyjemności od czasu do czasu :)
Shibutek
8 kwietnia 2013, 20:23mmm naleśniki :D
AstridHofferson
8 kwietnia 2013, 20:13haha podsumowanie o naleśnikach mnie powaliło :)
0moniczkaa0
8 kwietnia 2013, 19:19Fajne masz podejście, takie normalne- takie jakie powinien mieć każdy normalny człowiek.....Ja tkwie w tym bagnie....dlatego od znajomych praktycznie się odizolowałam, kazda propozycja imprezy czy wyjścia powoduje u mnie paniczny strach i automatyczne szukanie wymówki.....a naleśniki? W sobote moja mama smażyła, wprawdzie pływały w tłuszczu, do tego były z serem- więc były jeszcze raz podsmażane na patelni....nawet nie wiesz jakiego miałam na nie smaka, ten zapach który unosił sie w domu...I co? Zjadłam na obiad pierś z kurczaka, ziemniaki, marchew i buraki:) Wprawdzie też smaczne, no i trzeba docenić trud mojej mamy która specjalnie dla mnie ugotowała osobny obiad b wiedziała ze naleśnikw nie zjem...no ale jednak ten niedosyt że reszta się zajadała placuszkami a ja nie pozostał...;/
magdea2502
8 kwietnia 2013, 18:32dobre podejście, bardzo dobre... tylko szkoda, żę ja na razie nie umiem mieć takiego. po prostu odmawiam. jest mi głupio, że nie napiję się piwa razem ze wszystkimi, no ale... może jak już osiągnę coś więcej to czasem sobie pozwolę
MysiaPysia000
8 kwietnia 2013, 18:32Mniam mniam! Masz rację :D. Ostatnio, jak byłam w McDonald`s przypomniały mi się chwile o tym, jak byłam jeszcze dziecko i zawsze kupowałam zestaw( tylko dla zabawki :P), ale to były czasy :D. Wtedy to pochłonęłam hamburgera i frytki, popijając cappuccino! Ale smakowało :))
xxpaulinkaxx88
8 kwietnia 2013, 18:31dobre podejście:) dla mnie dieta mż to mniej żreć ale wszystko to co zawsze. Oczywiście te najbardziej niezdrowe rzeczy ograniczyć do minimum. Pierś smażoną czy zupę ze śmietaną zjem raz w tygodniu. Nie rezygnuję z tego w ogóle;]
Madzia26130
8 kwietnia 2013, 18:02pyszności :)
Nesia21
8 kwietnia 2013, 18:02Podejście dobre, jednak jeśli chodzi o mnie, sztuką dla mnie jest wyrobienie w sobie wystarczająco silnej woli by zachować umiar we wszystkim i umieć się pohamować gdy zjem coś, czego w ogóle nie powinnam jeść.. A potem wystarczająco dużo, by umieć wrócić do diety nie poddając się, bo to właśnie mi się zdarza... Złoty środek.. może kiedyś się tego nauczę.. Podziwiam za ZDROWE podejście do diety... ja tego jeszcze nie umiem..
alesza
8 kwietnia 2013, 18:00o nieee, i był jeszcze długi wpis, może wyczerpałam limit zdań na dziś?:) Pisałam, że jeśli przez 90% czasu jesteśmy zdrowi i regularni, to 10% spokojnie można się ugiąć i dopasować do okoliczności. Chociaż ja przeżywałam, jak u przyjaciółki miałam jeść smażone na oleju brokuły z białym makaronem i żółtym serem w ilości dążącej do nieskończoności. Ale gdybym była na jej miejscu i ktoś by mi nagle zaczął truć, że to tłuste, chore, fuj-fuj, to chyba by tą patelnią dostał z całą jej niezdrową zawartością. ;) Jak jestem u kogoś gościem, to nie mogę się głupio wtrącać. Jedyne, co zrobiłam wtedy, to nałożyłam sobie tego mało. I tyle. :)
alesza
8 kwietnia 2013, 17:56Naleśnikowa puenta mnie rozbroiła.
naja24
8 kwietnia 2013, 17:45hahah tak weeekendy bywają ciężkie :)
Karo8912
8 kwietnia 2013, 17:20Świetne podejście, tak trzymaj:)
breatheme
8 kwietnia 2013, 16:57mądrze piszesz! :)
liliputek91
8 kwietnia 2013, 16:20Jesteś bardzo mądra, masz zdrowe podejście do tego wszystkiego. Gratuluję!
redemera
8 kwietnia 2013, 16:00więcej takich pozytywnych wpisów, nareszcie coś ludzkiego :)