Hej dziewczyny,
dziś nie będę radosna jak zawsze.
Te które mnie czytają może czytały mój wpis jakoś we wrześniu o tym, że mam nie do końca zdiagnozowane AZS, czy też trądzik różowaty, który objawił mi się rok temu w lipcu. Na szczęście pod nosem na brodzie. Raz było czerwone, raz krostki, raz strupy. Jedno wielkie chuj wie co! Jeździłam po drogiego specjalisty. Zapisywał mi różniaste mazidła etc. Tabletki. I nic! W końcu dostałam zakażenia miejsc intymnych i ginekolog przepisał mi Ketokonazol, który wyleczył moje dolegliwości od ręki. Dziękuję Panu Bogu do dziś, że przez 3 dni swędziała mnie pizda i wylądowałam akurat u tego specjalisty. Wychodziłoby na to, że było to coś związane z grzybami. Dermofity. Zaleczone. Buzia po tygodniu zajebista.
Ale cóż... Minęło sobie ładnie ponad pół roku, od kiedy mam buzię bez tego badziewia, a tu teraz patrze przedwczoraj, że wyłazi jakiś syfek. Od małych syfków to się zaczyna. Tym samym pomyślałam... że to pewnie zbieg okoliczności, że pewnie nic z tego nie wyjdzie. Ale wczoraj rano patrze, druga krostka w tym miejscu. I znowu patrzę... delikatnie ledwozaczerwienione. Osz kurwa! Na szczęście byłam na tyle sprytna, żeby po tym jebańsku półrocznym zaopatrzyć się w Ketokonazol w tabletkach. Mam 2 paczki. Wczoraj wieczorem zżarłam jedną, kiedy tylko zauważyłam, że to kurestwo się znowu pojawia.
Jestem załamana. Wczoraj nie mogłam zasnąć. Wtedy te tabletki mi pomogły jak ręką odjął, ale jak teraz to się nie uda? Jestem zastawiona pozytywnie, wierzę że się uda. Zawsze tak wierzę. Ale wczoraj poleciały mi łzy przed lustrem.
Dziś pobiegłam do lekarza rodzinnego. Opowiedziałam mu o wszystkich. O tym ile maści przetestowałam, ile kasy wydałam, że nie miałam żadnych badań. Że to były grzyby, ale może to od hormonów. Że organizm osłabiony może? Nie miałam nigdy badań krew, ani alergotesty, ani endykronologicznych.
Z automatu wypisał mi skierowanie, jutro na 7 mam pobranie krwi. Wyniki następnego dnia. Na TSH będę musiała poczekać do piątku-poniedziałku.
Mimo wszystko bardzo to przeżywam. Nie wyobrażam sobie znowu przechodzić tego wszystkiego. Kupowania drogich maści. Wizyt u superdermatologa, który mi powiedział, że to od stresu, że powinnam uprawiać jakiś sport, żeby rozładować emocje. Nosz kurwa?! Oczywiście już wtedy mu powiedziałam, że fizycznie to ja jestem aktywna.
Godziny, dni, tygodnie spędzane na przeglądaniu Internetu, a wyleczył mnie zbieg okoliczności, a nie mądrość lekarza. Jeśli teraz te tabletki nie pomogą, to wpadnę w depresję. Drugi raz tego nie zniosę.
Na wadze dziś 56,5 kg. Spadek. Ale psychiczny też. Czekam do końca tego tygodnia. Żeby to nie wylazło. Żeby to nie wyszło. Jejku. Jestem przygnębiona tak, że nie mogę tego nawet opisać. Nie mogę.
Zabieram się za ogarnięcie i pójdę się wyżyć emocjonalnie. Pobiegać, pojeździć rowerem, sama nie wiem.
Albo odpocznę. Po prostu.
Miłego dnia Wam życzę.
Byle był lepszy niż mój.
dziś nie będę radosna jak zawsze.
Te które mnie czytają może czytały mój wpis jakoś we wrześniu o tym, że mam nie do końca zdiagnozowane AZS, czy też trądzik różowaty, który objawił mi się rok temu w lipcu. Na szczęście pod nosem na brodzie. Raz było czerwone, raz krostki, raz strupy. Jedno wielkie chuj wie co! Jeździłam po drogiego specjalisty. Zapisywał mi różniaste mazidła etc. Tabletki. I nic! W końcu dostałam zakażenia miejsc intymnych i ginekolog przepisał mi Ketokonazol, który wyleczył moje dolegliwości od ręki. Dziękuję Panu Bogu do dziś, że przez 3 dni swędziała mnie pizda i wylądowałam akurat u tego specjalisty. Wychodziłoby na to, że było to coś związane z grzybami. Dermofity. Zaleczone. Buzia po tygodniu zajebista.
Ale cóż... Minęło sobie ładnie ponad pół roku, od kiedy mam buzię bez tego badziewia, a tu teraz patrze przedwczoraj, że wyłazi jakiś syfek. Od małych syfków to się zaczyna. Tym samym pomyślałam... że to pewnie zbieg okoliczności, że pewnie nic z tego nie wyjdzie. Ale wczoraj rano patrze, druga krostka w tym miejscu. I znowu patrzę... delikatnie ledwozaczerwienione. Osz kurwa! Na szczęście byłam na tyle sprytna, żeby po tym jebańsku półrocznym zaopatrzyć się w Ketokonazol w tabletkach. Mam 2 paczki. Wczoraj wieczorem zżarłam jedną, kiedy tylko zauważyłam, że to kurestwo się znowu pojawia.
Jestem załamana. Wczoraj nie mogłam zasnąć. Wtedy te tabletki mi pomogły jak ręką odjął, ale jak teraz to się nie uda? Jestem zastawiona pozytywnie, wierzę że się uda. Zawsze tak wierzę. Ale wczoraj poleciały mi łzy przed lustrem.
Dziś pobiegłam do lekarza rodzinnego. Opowiedziałam mu o wszystkich. O tym ile maści przetestowałam, ile kasy wydałam, że nie miałam żadnych badań. Że to były grzyby, ale może to od hormonów. Że organizm osłabiony może? Nie miałam nigdy badań krew, ani alergotesty, ani endykronologicznych.
Z automatu wypisał mi skierowanie, jutro na 7 mam pobranie krwi. Wyniki następnego dnia. Na TSH będę musiała poczekać do piątku-poniedziałku.
Mimo wszystko bardzo to przeżywam. Nie wyobrażam sobie znowu przechodzić tego wszystkiego. Kupowania drogich maści. Wizyt u superdermatologa, który mi powiedział, że to od stresu, że powinnam uprawiać jakiś sport, żeby rozładować emocje. Nosz kurwa?! Oczywiście już wtedy mu powiedziałam, że fizycznie to ja jestem aktywna.
Godziny, dni, tygodnie spędzane na przeglądaniu Internetu, a wyleczył mnie zbieg okoliczności, a nie mądrość lekarza. Jeśli teraz te tabletki nie pomogą, to wpadnę w depresję. Drugi raz tego nie zniosę.
Na wadze dziś 56,5 kg. Spadek. Ale psychiczny też. Czekam do końca tego tygodnia. Żeby to nie wylazło. Żeby to nie wyszło. Jejku. Jestem przygnębiona tak, że nie mogę tego nawet opisać. Nie mogę.
Zabieram się za ogarnięcie i pójdę się wyżyć emocjonalnie. Pobiegać, pojeździć rowerem, sama nie wiem.
Albo odpocznę. Po prostu.
Miłego dnia Wam życzę.
Byle był lepszy niż mój.
malwis88
4 czerwca 2012, 15:12Ojj przykro mi;( Ale 3mam kciuki by się udało:)) 3 maj się:)
oversize
4 czerwca 2012, 15:03Głowa do góry! Wszystko będzie dobrze... na pewno leki pomogą! TRZYMAJ SIĘ CIEPŁO :*
reiven
4 czerwca 2012, 15:00uda się, leczenie poskutkuje i będzie już dobrze :* zobaczysz :)