Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Włosy....
21 października 2008
W nocy spałam płytko, łaziłam, wierciłam sie, piłam wode, nawet przez moment oglądałam telewizję. Ze mną wiercił sie mój kot. Mruczał głosno, kładł sie na mojej klatce piersiowej i był wyraźnie zadowolony, że ma towarzystwo.
Czuje sie dobrze, tylko po przeżyciach wczorajszego dnia, wsłuchiwałam się w siebie, a zbyt silne emocje nie dały mi odpocząć.
W nocy myślałam o moich włosach.
Urodziłam się ruda. Jedni mówili, że mój kolor to tycjan, inni marchewkowy, a inny ,że miedziany. Rzeczywiscie kiedy byłam dzieckiem mój rudy był naprawde wysycony. Moja skóra nigdy nie była albinotyczna, ale piegi na twarzy miałam wyraźne i pokrywały obficie cała twarz , łącznie z powiekami i wargami.
Były proste, grube i przeważnie długie.
Pojawiłam się w rodzinie, jako najstarsza wnuczka dziadków z obu stron rodziców i tak naprawdę nikt nie pamiętał, aby w rodzinie było jeszcze jakies rude dziecko (zreszta wsród kolejnych wnuków i prawnuków rudy jest jeszcze tylko mój młodszy brat).
Podobno moja babcia ze strony dziadka przeżyła szok z powodu rudej wnuczki i dośc długo trawło zanim pogodziła z faktem jej posiadania.
Później miałyśmy świetny kontakt, bardzo się kochałyśmy i bardzo mi jej teraz brakuje.
Moje rude włosy w pewnym sensie ukształtowały mój charakter, sprawiły, że jest dziś, tym kim jestem.
Moje dzieciństwo i wczesna młodość były ściśle związane z kompleksami z powodu moich włosów, ale tak naprawde niewiele osób wiedziało co ja przeżywam.
Do dzis sprawiam wrażenie osoby pewnej siebie, zarozumiałej, silnej , charyzmatycznej, a wręcz bezczelnej i aroganckiej.
W środku nigdy taka nie byłam. Targały mną silne emocje, niepewność, wrażliwość i często w życiu rezygnowałam z wielu przedsięwzięc z racji braku wiary w swoje siły i możliwości.
W szkole , wezwana do odpowiedzi , rumieniłam się, sciszałam głos i czesto nie potrafiłam przekazać posiadanej wiedzy.
Nauka przychodziła mi za to z łatwością i pomimo, że maturę zdałam na czwórki i piątki, nawet nie spróbowałam złozyć dokumentów na studia.
Bałam sie, że nie podołam, nie miałam siły na kolejne pokonywanie siebie.
Poczucie wartości i wiara w siebie powoli zaczynała we mnie narastac kiedy w moim zyciu pojawił sie mój pierwszy chłopak, kolega z klasy i później pierwszy mój mąż.
Cóz my wtedy o zyciu wiedzieliśmy?? Byliśmy sobie wtedy bardziej potrzebni w pokonywaniu własnych słabości, niz zastanawiac się czy to jest własnie miłosc.
Nasz związek nazwałabym przywiązaniem.Zanim sie obejrzałam bylismy juz małżeństwem.Lubiliśmy sie na pewno i mysle ,że lubimy się do dziś.Zrobiliśmy co moglismy, aby wytrwać razem, ale kiedy wydobylismy wreszcie swoje własne ja, to okazało sie, że totalna pomyłka.
Ale ja nie otym dziś chciałam napisac.
W dorosłym zyciu moje włosy stały się atutem. Szczerze je pokochałam i bardzo mi było żal, że z wiekiem utraciły swa soczystą barwe i lekko posiwiały.
Teraz wypadna zupełnie.
W sumie jestem na to gotowa, ale jednak w podświadomosci jest mi zal.
Przymierzałam wczoraj peruke, wybierałam turbany i chustki, i czułam ból.
Nie ma co udawać, po utracie mych włosów utrace cześć siebie.Nigdy nie nosiłam czapek, wszelkie nakrycia głowy nie leżą w mojej naturze i własnie dziś w nocy uświadomiłam sobie, jakie to bedzie ograniczenie.
Wszyscy przecież zrozumieja , że pod tą łysą głową jestem ta sama ja, ale ja już bede inna.
Ja już jestem inna. Myśle, że choroba , jak wiele innych doświadczeń życiowych nas zmienia. Ja też nie bedę już ta sama Mariolka.
Pewnie bede lepsza, bo jak mówią - co nas nie zabije to nas wzmocni, ale na pewno będe inna.
I nie chce stracić moich włosów!!!!Nie chce być łysa i udawać, że nic sie nie stało. Nie chce ludzkich spojrzen zrozumienia i pozornej akceptacji. Sama chce decydować o tym , kogo poinformować, że mam raka.
I nie wiem co ja załoze na ten łysy łeb? Peruki czy ładne czy brzydkie są dla mnie upokarzajace, chustki , czapki sprawiaja, że nie czuje sie sobą.
Do cholery jasnej to chyba jakas ironia, że teraz kiedy żyje sobei ze swoimi włosami w symbiozie to musze je stracić.
I wiem,że to czasowe, wiem , że odrosną, ale..................................:(((
Krstyna
21 października 2008, 09:01wlosom swoim zawdzieczasz duzo! To one nauczyly Cie zadziornosci zyciowej, i jak sama piszesz-stanowia o tym, Kim dzisiaj jestes...Chociaz, czy tak do konca? Stawiam na Twoja inicjatywe w walce o Twoje inne "ja" i sukces uznania urody Twoich wlosow - to zdecydowanie Twoja zasluga! Reszta - to juz konsekwencja tego ukladu...Wlosy Cie nie opuszcza na dlugo! Odrosna, i tylko zagadka bedzie, jakie one beda? Bo , moga - na przyklad z prostych, przerodzic sie w krecone! No, ale Ty o tym juz wiesz, to ja nic innego na pocieszenie nie wymysle....
ZielonyGroszek
21 października 2008, 08:57na chwilę. Za moment odrosną. Takie jak przedtem. Rude. Mocne i błyszczące. A jesli nie lubisz nakryć na głowę, wystylizuj się a'la Shined O'Connor i będziesz wampem :)) Mariolka, bez mazania się! Włosy to najmniej cenna rzecz, jaką możesz stracić. Mój mąż jest RUDY. Teraz już też z lekka wyblakły