... dzisiejsza waga: 70,5 kg :) tak sobie pomyślałam, że wczoraj minął drugi rok od momentu, kiedy trafiłam na vitalię... wiele się od tej chwili zmieniło... o ile piękniejsze stało się moje życie :) chociaż ważę praktycznie tyle samo, co dwa lata temu i mogłoby się wdawać, że ten czas został "zmarnowany", na dzień dzisiejszy moja waga mi nie przeszkadza... mam nadzieję, że powolutku uda mi się zgubić to, co niepotrzebne, ale o tym pomyślę za jakiś czas... co innego jest teraz w centrum moich zainteresowań :)
... nie wiem, czy uda mi się wszystko opisać, ale spróbuję :)
... zacznę od początku... we czwartek dzień rozpoczął się jak najbardziej normalnie i nic nie wskazywało na to, że coś się zaczyna dziać... no może dziwne wydawało mi się to, że jakoś nie mam apetytu... nawet Tomek nie mógł się temu nadziwić, że taki żarłok jak ja od południa niczego nie chce jeść... bywa... tego dnia umyte zostały wszystkie okna, firanki poprane (ja tylko je poprasowałam, a resztą zajął się mój Mąż)... ugotowałam leczo...mieliśmy kilku gości... wszystko wydawało się być normalnie... wieczorem zadzwoniła do mnie Mama, żeby zapytać, czy przypadkiem nie rodzę, bo ona ma bóle porodowe - wyobrażacie sobie? :) ja jeszcze niczego wtedy nie czułam, więc się pośmiałyśmy i pożegnałyśmy... ja jeszcze żartowałam, że Dzidziuś musi poczekać z przyjściem na świat przynajmniej jeden dzień, bo następnego dnia Mama miała mi przywieźć klapki pod prysznic do szpitala :) nie minęła godzina i faktycznie zaczął mnie boleć brzuch... w typowo miesiączkowy sposób... ale poszłam się wykąpać, wzięłam nopę i nadal byłam przekonana, że to jeszcze nie to... skurcze stały się uciążliwe już około dwudziestej pierwszej... i powtarzały się regularnie co pięć minut... zaczęłam się bać... miałam nadzieję, że to fałszywy alarm, więc poszliśmy spać... ja nie mogłam zmrużyć oka, bo dolegliwości nie miały zamiaru ustąpić... około północy ból stawał się już trudny do wytrzymania, więc zbudziłam Tomka, jeszcze pół godziny obserwowałam odstępy między skurczami i doszłam do wniosku, że nie ma na co czekać... zadzwoniłam do kliniki i powiedziałam, co się dzieje... w międzyczasie pojawiło się krwawienie... okazało się, że właśnie odbywa się poród, ale jeżeli się martwię mam przyjechać na ktg... na szczęście pomyślałam o tym, żeby na wszelki wypadek zabrać torbę (którą pakowałam dzień wcześniej)... paru rzeczy nie dopakowałam, bo myślałam, że jeszcze wrócę do domu... ot naiwność... około wpół do drugiej byliśmy na miejscu - taksówkarz sobie żartował, że jeszcze pewnie nie to, bo mam za wesołą minę, personel też, a po badaniu okazało się, że mam rozwarcie na trzy centymetry i zostaję... kobietka na sali porodowej miała mniejsze, więc przetransportowano ją gdzie indziej, a mnie od razu na łóżko... po godzinie, kiedy wszystkie papiery były już powypełniane, przyszedł lekarz, zbadał mnie i okazało się, że rozwarcie zwiększyło się do sześciu centymetrów... ból był do zniesienia, ale posłuchałam rady lekarza i dostałam znieczulenie... całe szczęście... u kobietki, która zaczęła rodzić przede mną, poród postępował znacznie wolniej, bardzo krzyczała... ja w pierwszej fazie porodu jakoś ten ból wytrzymywałam... o wiele gorsza była w moim odczuciu druga faza - nie tyle ból, co uczucie rozdzierania od wewnątrz... bardzo pomógł mi lekarz, który odbierał poród, ale przede wszystkim to, że Tomek był cały czas ze mną dawało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa, komfortu, bliskości... do końca nie wiedziałam, czy ma być przy porodzie i bardzo się cieszę, że tak jakoś wyszło, że był :) poród rodzinny jest faktycznie wspaniałym wynalazkiem :) i faktycznie wszystkie te przykre doznania stały się malutkie, kiedy Danielek już się wydostał i zobaczyłam go :) miał 55 cm i ważył 3420 g :) dostał 10 punktów :) niestety nie trafił na mój brzuszek, a do inkubatora, ale to nic :) po dwóch godzinach mogłam go już przytulić :) niestety nie obeszło się bez nacięcia, bo popękałam i tak... chyba dlatego, że na początku drugiej fazy nie za bardzo mi szła współpraca z położną... trudno... na koniec oznajmiłam wszystkim, że ja już dzieci nie rodzę, co przyjęto ze śmiechem ;) podobno każda tak mówi... ale nie żałuję, że przez to wszystko przeszłam :) "opłacało się" :) wybór kliniki był strzałem w dziesiątkę :) wspaniała atmosfera, opieka, zainteresowanie pacjentem... nie żałuję wydanych na nią pieniędzy :) i Malutki wynagradza mi wszystko jednym swoim grymasem czy śmieszną minką :) jest bardzo grzeczny... praktycznie je i śpi... mamy tylko problem z karmieniem, bo nie chce ssać piersi - ja dopiero od wczoraj mam pokarm, a on już się wycwanił i wie, że z butli można się najeść bez większego wysiłku... nie poddajemy się jednak... kupiliśmy laktator, przystawiamy do piersi Malucha, ale na razie karmimy praktycznie sztucznie... to mnie troszkę martwi... ale nikt nie mówił, że będzie łatwo...
... jeżeli chodzi o moje samopoczucie, to różnie z tym bywa... kiedy jesteśmy we trójkę lub przyjeżdża moja Mama, jest dobrze... i tak jestem płaczliwa, ale czuję się wtedy bezpiecznie, dobrze... no kiedy ktoś próbuje się nachalnie wtrącać i ma tysiące rad - do tego archaicznych i głupich, to mnie coś po prostu strzela... najgorsze, że nie wypada jakoś tego po sobie pokazać... a ja jestem rozdrażniona przez długi czas potem... ale jak tu się nie denerwować, kiedy mi ktoś o m o i m dziecku mówi, jakby to było jego... a jest tylko babcią... jakoś sobie z tym nie radzę... na szczęście Tomek mnie bardzo wspiera... opiekuje się, robi wszystko w domu, tuli, zapewnia rozrywki :) wczoraj dostałam od niego naszyjnik, na który wydał chyba fortunę... aż się wzruszyłam :) oczywiście nie ze względu na cenę, ale na sam fakt :)
... trudno się siedzi, więc będę kończyć... gratuluję tym, którzy dotarli do tego miejsca :) tym, którym udało się przeczytać i zrozumieć chociaż cześć z tych bezładnych zapisków też ;)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
ppgk
10 września 2008, 11:12masz pięknego synka.
Viil
10 września 2008, 11:09Anetko jak nie wypada teraz Tobie wszystko wypada,nawet wyprosić natrętnego gościa jeśli Ci towarzystwo nie odpowiada.Musisz dbać przede wszystkim o własny spokój bo dzidzia wszystko wyczuwa. Całujemyyyyyyyyyyyy
klaudia101
10 września 2008, 10:55Jeszcze raz wam gratuluję ;-) a co do płaczliwości- kazda swieza mama tak ma ;-) do 6 tygodni jeszcze bedziesz miała burze hormonów, więc sie nie martw humorkami. A jesli zalezy ci na karmieniu piersią to napewnoi sobie poradzicie- moze konjsultuj sie na bieząco z doradca laktacyjnym? Napewno ma duzą wiedze na ten temat- do mnie przychodził raz w tygodniu! A mąz pierwsza klasa- naszyjnik!!! woww mój by nawewt na to nie wpadł ;-) buziaczki i trzymajcie się dzielnie
oficjalnaJ
10 września 2008, 10:46Płaczliwość jest normalna - minie sama :-)Obiecuję :-) Karmienie: dziecko nie chce ssać z lenistwa. I to też jest normalne. Przez pierwsze dwa tygodnie karmienia mój syn nie chciał najpierw wcale cyca, a potem chciał tylko jednego. Położna i koleżanka w jednym poradziła mi, żeby wyrzucić butelkę i laktator. Przystawiałam syna kiedy tylko zakwilił (nie na żadne tam godziny) i... po trzech dniach "walki" przemógł się i zakochał w cycku do tego stopnia, że karmiłam go 25 miesięcy. Dziecka karmionego z piersi nie wolno dokarmiać ani dopajać aż do 6 miesiąca. To nie sprzyja karmieniu piersią. A Twój pokarm zapewni mu wszystko - i wodę i jedzenie, bo pokarm na początku leci wodnisty, a potem tłusty. Nie martw się tym, że mały będzie głodny. Nie będzie, nawet jak ominie go ze dwa karmienia. Wtedy rzuci się na cyca i już ci go nie odda. Buziaczki dla was. Zawalcz o karmienie piersią, bo to najcenniejsze co możesz mu teraz dać.
renataromanowska
10 września 2008, 10:25trzymaj się, wszystko będzie dobrze. musisz przyzwyczaić się nowej roli i sytuacji. Ale widzę że cała rodzinka Ci w ym pomaga więc szybko wrócisz do formy i do swojej wagi. Pozdrawiam!
Cwalinka
10 września 2008, 10:20towja mama przewidziala porod, :D dobrze ze wszystko tak sie potoczylo, a Danielek napewno wszystko wynagradza, oby tak dalej. waga spadnie a Ty sobie poradzisz z karmieniem, buziaki
TazWarkoczem
10 września 2008, 09:49ze wszyzstko dobrze i ze juz jest po tym czego sie tak obawialas ;) a terasz duzo duzo radosci z maluszkiem ;) wypoczywaj i ciesz sie kazdą chwilą i rób duzo zdjec jak mozesz - bo ani sie objrzysz i bedziesz miec takiego chlopa 185cm wzrostu jak ja mam...
aneczka071980
10 września 2008, 09:37ślicznie to wszystko opisałas;)co do karmienia to przystawiaj Danielka jak najczęsciej-moja siostra sie poddała i teraz lata co 3-4godziny z butelką i zanim poda Nelce mleko to płacz słyszy chyba pół osiedla a tak-wyjęłaby cycusia i byłoby po kłopocie.Zdrówka kochana zyczę i ucałuj Danielka w piętkę;)))
owieczek77
10 września 2008, 09:36Doczytałam z ciekawością do końca. Dzielni jesteście - Ty i Twoj mąż - gratuluję! Ja mam już córeczkę, ale nie mam pojęcia co to poród naturalny - Gabrysia się urodziła przez cesarkę (złe ułożenie)więc nie wiem nawet co to sa bóle porodowe....A czytając Twoj wpis mam już pełniejszy obraz ;-) A jeśli chodzi o te rady - to daj lekko acz stanowczo do zrozumienia, że Ty jesteś Mamą i że Ty wiesz najlepiej, co jest dobre dla Twojego Maleństwa. Buźka!
Eleyna
10 września 2008, 09:32ciesze sie, ze wszystko w porzadku.Ja tez bylam pierwszy raz nacinana, a coreczka byla ciut mniejsza od Twojej´go synka, a przy drugim porodzie nnie nacino mnie,a ni nie popekalam, a synek wazym 4 kilo.Pierwszy raz byl przy mnie maz i uwazam, ze bylo wspaniale i jego obecnosc tez mi bardzo pomogla, za drugim razem nie bylo go, bo nie zdazyl, tak szybko to poszlo.Ale mimo iz poszlo o wiele szybciej nie wspominam tego lepiej i lzej, bo wlasnie meza mi bardzo brakowalo.A z tymi humorami to tak jest, tez plakalam po coreczce, po synku juz nie, wlasciwie w ogole, moze ze wzgledu na to, ze corcia dala mi popalic, a synek grzczny jak aniolek byl.Och jak fajnie powspominac.Pozdrawiam cieplutko szczesliwa rodzinke
kilarka2
10 września 2008, 09:23mi się tylko dzień nie zgadza :D bo pisałaś, że Danielek urodził się w piątek, a tu opisałaś jeszcze cały piątek w domu ;) powolutku dojdziesz do siebie, Twoje ciało musi mieć czas na odpoczynek i wygojenie się, także cierpliwości - ściskam :)
majrok
10 września 2008, 09:06Ciesz się Tymi Cudownymi Chwilami!!!
aniolek50
10 września 2008, 09:03dziękujemy za ten opis zrozumieliśmy go :)Teraz tylko ciesz się z macierzyństwa i przytulaj synka jak tylko moższ. Pozdrawiam
stokrotkakrk
10 września 2008, 09:02oj anetko bedzie dobrze :) i nie poddawaj sie z tym karmieniem !! a pijesz herbatki dl matek karmiacych ?? ja nastpnego dnia po porodzi e je pilam i bawarke...w duzych ilosciach choc wiem ze niektorzy lekarzy powstrzytmuja od niej ze niby moze uczulac itp... poza tym duzo rosolku fileciki z indyka szyneczka chuda nabial ale ne w duzych ilosciach by przy bawarce nie przesadzic.. no i tak udalo mi sie karmic ponad rok :D misia bedzie dobrze to normalne ze jestes jeszcze rozdrazniona.. nowa sytuacja itp... 3mam kciuki caluski dla danielka i wspanialej jego mamusi :***
monkan2
10 września 2008, 09:01jak dla mnie bardzo zrozumiale napisalas hihi;a co do karmienia to przystawiaj Danielka jak najczęściej do piersi -powinno to w jakis sposób pomóc ,że zacznie ssać ,możesz też kupić nakładki na pierś -są w aptece...;dużo zdrówka dla Was
olciaBu
10 września 2008, 08:54kiedy przeczytalam fragment o tym, jak czulas ze Ci sie wszystko rozdziera we wnatrz to az mnie rozbolał brzuch;/ i pomyslam o Matko, nie chce rodzic! ale jak juz czytalam koncowke, to zmienilam zdanie:) Gratuluje wspanialego meza:) i ucaluj tego swojego skarba Danielka:) Buziaki!
malla9
10 września 2008, 08:53super sprawnie i szybko Ci poszło.... sama bym tak chciała...bo ja nadal czekam....pozdrawiam gorąco... i wytrwałosci zycze bo wiem ze takie rady wykańczają.... jeszcze troszke i wszystko sie unormuje...
justa31
10 września 2008, 08:41u mnie bylo podobnie z karmnieniem. Maly nie mogl zlapac piersi, probowalam tez kupilam laktator, ale tego pokarmi i tak bylo coraz mniej. Zostalam przy karmnieniu sztucznym. Gratuluje Ci jeszcze raz i pozdrawiam. Teraz zycze Wam aby maluszek bardzo dobrze sie chowal.
memilka1986
10 września 2008, 08:33Ślicznie to wszystko opisałaś. Widać, że jesteś szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Dasz sobie ze wszystkim radę. Cieszę się że masz na wszytstko siłę i zdrowie. Buziaki gorące :*
marta25f
10 września 2008, 08:30ja też tak mówiłam, że żadnych dzieci więcej;) a tu jak widzisz wyszło co innego;) to szybko Ci to wszystko poszło;) i dobrze, że nie musiałaś za długo się męczyć;) jeśli chodzi o nacięcie to praktycznie wszystkim pierworódką je robią... mnie trzy razy nacinali, jak by nie mogli raz a porządnie;/// mąż jest nieoceniony przy porodzie, przynajmniej w moim przekonaniu;) co do wagi to teraz jest zupełnie inna sytuacja więc nie możesz tego tak porównywać;)) w końcu parę dni temu urodziłaś, a zobaczysz, ta waga będzie spadała z dnia na dzień;) z samopoczuciem też sobie poradzisz... na wszystko potrzebny jest czas... to w końcu zupełnie inne życie teraz i trzeba się do tego wszystkiego przyzwyczaić i jakoś to ogarnąć;) ale zobaczysz, z dnia na dzień będzie coraz to lepiej;) buziaki;***