Waga na dzis 78,7 kg
Tyle się działo,że juz nie pamietam co było w sobotę!!!!!
aaa, już wiem! najpierw pracowicie, w salonie; potem leniwie w domciu czyli prasowanie, pranie, sprzatanie.... ale to juz spokojniej na luzie.....
W niedzielę za to zaczęło się od samego rana!!!!
Na 9.00 godz. miałam zapisaną panią do czesania na ślub (czemu w niedzielę to nie wiem ale KLIENT NASZ PAN!!)
O godzinie 6.30 wstałam, pokręciłam sie po domu, zjadłam śniadanko i wybrałam się z godzinnym wyprzedzeniem do salonu, a to sobie dopompuje koła , bo coś w jednym zdawało mi się że mam za mało.
Przejeżdżając przez przejazd niestety powietrze zeszło całokowicie i na 300 metrów przed stacją zostałam z "kapciem" buuuuu, wrrrr i wogóle!!!!!
Po przejściu na stację benzynową i proszeniu kierowców o pomoc zostałam z NICZYM!!!!! Więc wracam do mojego dzikiego pojazdu i widzę dwa czarne motory skręcające w stronę mojego autka!!!
Faceci pościągali kaski, zapytali w czym mogą pomóc!!! Mieli ze dwadzieścia lat, nie więcej!!!! Jeden z nich podniósł moje autko za nadkole, żeby podstawić podnośnik i wymienili mi koło!!!!!! chciałam zapłacić, to jeszcze mi powiedzieli że następnym razem się nie zatrzymają jak będę próbować ich przekupić!!!!!! NORMALNIE JESZCZE JESTEM W SZOKU!!!!
Na dojazdówce szybciutko pojechałam uczesać pani koka, potem do NurAuto wymienić koło (nie było dziury!!!), potem pojechałam na Górę św. Anny, bo tam z pielgrzymką był mój Tatuś. Do wieczora spędziłam czas chodząc po Sanktuarium, wyciszając się i odświeżając stare znajomości z przelgrzymami z mojej miejscowości. Było BARDZO MIŁO....
Wolny poniedziałek: na 7.00 do kościoła, potem zawiozłam Tatusia w stronę pielgrzymów, bo chciał kawałek wracać z nimi pieszo.
Potem obiad (przyszła moja Mama, bawiła się z Majką), upiekłam ciasto z jabłkami. A po obiedzie Adam i Maciej bawiąc się z Majką w pewnej chwili zobaczyli jak Majka odchylając się dość szybkim ruchem w tył uderzyła głową w kaloryfer!!!!!
Dużo krwi, płaczu i wyjazd na pogotowie!!!!! Jeszcze więcej płaczu przy rentgenie!!!!! Zasnęła bidulka zmęczona w drodze powrotnej....
Noc przespała spokojnie...
Jeszcze wieczorem byłam z kwiatami przywitać pielgrzymów wracających (w tym mojego Tatusia) z Góry św. Anny.
Dość intensywny weekend, no nie.
Czy ktoś zrozumiał to co popisałam, bo ja sama chyba nie do końca hihihihi.
Buziolki wszystkim.
agnes315
16 sierpnia 2011, 09:06coraz częściej stwierdzam, że właśnie tacy bardzo młodzi są często lepiej wychowani niż takie 40-letnie ch....je..A co do Twojego zdziwienia: w tą niedzielę było bardzo dużo wesel ze względu własnie na wolny poniedziałek :) Z nami kochana jest wszystko w porządku, tak jak Ci pisałam, w naszym wieku po prostu wiemy, czego chcemy i nie zadowolimy się jakimś palantem, co go już inna kobitka nie bez powodu jak myślę wykopała z chałupy :) Buziak
mundziu
16 sierpnia 2011, 08:52bardzo czytelnie napisane :)) Co do młodzików...zdarzają się jeszcze porządni ludzie. Majka musiała przejść chrzest :)) Najważniejsze, że mimo nienajlepszych zdarzeń wszystko kończyło się happy endem :)))
Karampuk
16 sierpnia 2011, 08:51ale sie działo!!! A tak narzekamy na młodziez a jeszcze na motocyklach a tu proszę !! Dobrze ze Majeczce jednak nic sie nie stało ze nie było wstrzasu mózgu
alam
16 sierpnia 2011, 08:47No to się działo! Ale najważniejsze, źe wszystko dobrze się skonczyło! Buziaczki!