Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6535
Komentarzy: 40
Założony: 11 sierpnia 2009
Ostatni wpis: 31 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
murkwia

kobieta, 40 lat, Toruń

163 cm, 67.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Stukną okrągłe urodziny w tym roku, więc plan jest taki, że robię sobie prezent. W postaci kiecki, w którą się zmieszczę. Czasu zostało akurat tyle, żebym zdążyła, motywacja też jakby silniejsza, bo urodziny raz w życiu, nie? Te okrągłe, konkretne, znaczy.

Ale o psychologach miało być. Więc oni mówią (i to nie ci amerykańscy, bo wiadomo, że amerykańskim nie wierzymy, choćby nie wiem ile Nobli mieli na koncie), że bliższe cele dają lepszą motywację. Innymi słowy: prościej jest obiecać sobie, że się schudnie pół kilo w tym tygodniu, niż że 20 kilo w tym roku. Tylko grunt, żeby te cele nie były zbyt bliskie; wyobrażam już sobie te wszystkie: " - Kochanie, schudłam 200 gramów! - A spuściłaś wodę?"

Więc kilogram w półtora tygodnia. I wiecie co? Na razie działa!

Standardowo dieta MŻ (dla niewtajemniczonych: mniej żreć). No dobra, może jeszcze trochę częściej i trochę zdrowiej jeść i tu się kłaniają pieczarki. Wiedzieliście, że te małe, białe pypcie mają 16 kalorii w 100 gramach? (Mój mózg czyta to jako: możesz wpier...lać ile wlezie!). No cudeńko po prostu. 

A przepis na te cudeńka banalnie prosty: kapelusze pieczarek na patelnię (może być z odrobiną oliwy, jeśli ktoś się nie boi), skropić sokiem z cytryny, dodać sól i pieprz. Smażyć niezbyt długo, bo mają zostać chrupiące. 
Pycha, sprawdziłam.

Dodałabym do nich jakiegoś zielska, ale nie mam pojęcia, jakie zielsko pasuje do pieczarek. Jakieś pomysły?
(byle nie koperek. Koperek jest zły).


20 września 2013 , Skomentuj

No i fajnie było. Siedem dni z rowerem, pomykałam na dwóch kółkach jak, nie przymierzając, najarany królik (bo jaki normalny człowiek popylałby na rozwalającym się rowerku w deszczu? Bez mapy? Z przemakającą kurtką, co miała być przeciwdeszczowa?).

Szlag mnie trafiał, płuca wypluwałam, próbując podjechać pod dziesiątą z kolei górkę (bez przerzutek! Czyli metodą, że dopóki się rozpędziłam, to jadę, a kto chce mnie zatrzymać, te niech się liczy z rentą inwalidzką); klęłam jak szewc, przedzierając się na rowerze przez zarośnięte ścieżki; odbijałam sobie nerki i tyłek na gałęziach i gałązkach w poprzek ścieżynek i pocieszałam się dwiema rzeczami:
a) że mi się celulit może wytrząśnie
b) że kalorii to tracę, że ho ho!

No i co? I jajco.
Ani kilograma mniej. 
I zanim zacznę się pocieszac, że nie o wagę, a o proporcje chodzi, to tak sobie westchnę, że może nie trzeba było wciągać tej drożdżóweczki prosto od gospodyni? Tego mleczka prosto od krowy (mleka! Ha! Ja bym to sprzedawała od razu jako śmietanę!), tego masełka prosto od innej krowy, tych jajek wielkości melonów, tej maślaneczki i borowików na maśle?

No może i nie trzeba było, ale to byłaby zbrodnia. 
Więc od jutra zgadnijcie, co. Tak, zupka brokułowa. Pyszna i zdrowa.
Albo dynia, dostałam dynię. Jak mi się będzie chciało obrać, to znajdę najlepszy na świecie przepis na zupę z dyni.

11 sierpnia 2009 , Skomentuj

Przez piekło na Pola Elizejskie, hm? No to: do roboty.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.