Waga stoi w miejscu lub spada powoli, ale nie poddaję się. Moja Mama też jest na diecie i jej radość z pierwszych zgubionych kilogramów mnie trochę bardziej motywuje. Ostatnio upiekłam nam chleb i nawet próbowałam zrobić pieczarkową, ale bardziej smakowało to jak rosół, do którego ktoś wrzucił pieczarki. Na szczęście Tata uratował tę pieczarkową.
Wczoraj próbowałam kupić sukienkę na wesele koleżanki. Trochę się załamałam, bo nie chcę wydawać nie wiadomo jakiej kasy na kieckę. Chciałam coś letniego i na tyle uniwersalnego, żebym mogła to nosić też na co dzień. Niestety na Marywilskiej nic takiego nie znalazłam. Jak coś mi się podobało, to kosztowało 200zł, a ja nie mam zamiaru tyle zapłacić za sukienkę. Niestety w większości ciuchy były po prostu zbyt poważne, dla zdecydowanie starszych ode mnie.
Najbardziej jednak wkurzył mnie facet, który próbował mi pomóc w wyborze sukienki. Podszedł do mnie i zapytał się o jaki rozmiar mi chodzi. Gdy powiedziałam, że 42 (jak ostatnio byłam na wyprzedażach to dobre były tylko sukienki w rozmiarze 40, ale to chyba tylko i wyłącznie kwestia oszukanych rozmiarówek) to zmierzył mnie wzrokiem i zapytał; "A dla kogo?". Potem próbował mi wcisnąć właśnie takie poważne kiecki z marszczeniami na brzuchu, świecące, ale w ciemnych kolorach. jak mu powiedziałam, że szukam sukienki krótkiej, z rozkloszowaną spódnicą i najlepiej w jasnym kolorze to jakbym mówiła do ściany. Cały czas podtykał mi pod nos coraz brzydsze i bardziej workowate kiecki za każdym razem powtarzając, że będę w nich wyglądać szczuplej. Miałam ochotę mu powiedzieć, że ja mam szansę schudnąć, za to on ładny nie będzie nigdy, ale byłam z Mamą i nie chciałam jej przynieść wstydu.